Miękkie brzmienie Duńczyków w stoczni.

Dane było mi już zobaczyć koncert Trentemøller na Sónar Festival w 2009 roku. O ile jednak wtedy trafiłem na niego przez przypadek i pozostałem do końca, o tyle teraz z pełną świadomością poszedłem sprawdzić jak Duńczyk radzi sobie na żywo kilka lat później. Pięcioosobowy skład na scenie zrobił swoje i z syntetycznej, wygładzonej studyjnie muzyki wyciągnął najciekawsze elementy, które przedstawił we wzmocnionej formie. Było miejsce na akustyczną i elektroniczną perkusję, na gęsto brzmiące syntezatory i klawisze, a także na gitary elektryczne, które dodały kompozycjom bardzo często post-rockowego sznytu. Żywe brzmienie potęgował także wokal Marie Friske, która trochę na modłę elektronicznych live bandów dodaje składowi ludzkiego pierwiastka. Nie był to jednak w żadnym wypadku koncert „zespołu z wokalistką”, ponieważ w centrum zainteresowania znalazł się Trentemøller, obsługujący klawisze, sample i część instrumentów perkusyjnych. Na dodatek świetnie dyrygował całym swoim składem, umiejętnie budując napięcie: kulminacyjne momenty następowały wtedy gdy grali wszyscy, ale muzyk często na scenie pozostawał sam lub w asyście tylko części osób z zespołu. Zaletą tego setu była jego doskonała dramaturgia – nie ma mowy o chaotycznie odegranych po kolei kompozycjach, ale doskonale skrojonej setliście, która swoje najmocniejsze punkty ma odpowiednio na początku, w połowie i na finał, po drodze konsekwetnie budując narrację. Może czasem to rozbuchane brzmienie wydawało się monotonne i zbyt powtarzalne, ale jako całość koncert zabrzmiał dobrze i ciekawie. Miała na to wpływ także akustyka miejsca – B90 przyzwyczajone jest raczej do koncertów gitarowych i metalowych, ale do ciepłych elektronicznych brzmień, które w sali klubu brzmiały ciepło i miękko, nadaje się również bardzo dobrze. Cieszy, że to miejsce poszerza perspektywę swoich muzycznych zainteresowań.

Nie można nie odnotować ciekawego skądinąd supportu, jakim był również duński zespół, duet First Hate. Nazwa zupełnie nieadekwatnie odnosi się do ich muzyki – romantycznego elektro, mocno czerpiącego z new romantic, twórczości Depeche Mode czy luźno nawiązującego do Joy Division, za sprawą basowego wokalu Antona Falcka Gansted. Sympatyczne i całkiem romantyczne kawałki brzmiały ujmująco, choć trochę mógł psuć je wizerunek dwóch muzyków o posturach skinheadów, z których jeden dosyć żywiołowo tańczył do muzyki. Ta jednak obroniła się sama, a hasło First Hate warto sprawdzić w wersji studyjnej, w której prezentuje się niemniej ciekawie.

Trentemøller, First Hate, B90, Gdańsk, 3.10.14.

[Jakub Knera]