Elektroniczna mgła.

Długo mijałem się z Fuka Lata na koncertach – czy to na Offie czy to na Open’erze – więc wizyta w Absyncie była niemal obowiązkowa, nawet pomimo nienajlepszego stanu zdrowotnego. Warszawski duet (z gdańskimi korzeniami) zagrał set bardzo mocny w brzmieniu, z treściwą narracją, bardzo pomysłowo nagrania z płyt przedstawiając na scenie przy pomocy dwóch syntezatorów, zestawu sampli i wokalu, poddanego licznym zniekształceniom. Fuka Lata tworzą muzykę bardzo prostą – do syntetycznych, raz bardziej rozpędzonych, kiedy indziej brzmiących dość egzotycznie zapętlonych bitów, dodają warstwy syntezatorów, które mienią się najróżniejszymi barwami, niczym światła w klubie, które dodawały występowi zespołu niebywałego kolorytu. Rozpędzone utwory mają w sobie z jednej strony coś z tych bardziej żywiołowych kompozycji The Knife, a z drugiej blisko im do gitarowych (sic!) shoegaze’owych wykonawców. Fuka Lata bowiem opiera kompozycje na tworzeniu muzycznej mgiełki, w amoku echa i delay’ów generując obłędną, trochę psychodeliczną warstwę elektroniki. Ale umiejętnie wplatają w nią gęstsze groove’y, które różnicują materiał, dodają mu iście dyskotekowego klimatu i sprawiają że nie brzmi jednorodnie, ale praktycznie przez cały koncert przyciąga uwagę.

Fuka Lata, Cafe Absinthe, Gdańsk, 27.10.13.

[Jakub Knera]