Się bój i słuchaj.

Latarnia to label, który jest pomysłem Wojtka Krasowskiego, współtwórcy oficyny Few Quiet People, oraz Przemysława Jankowiaka, który tworzy muzykę pod szyldem Etamski. Piątkowa impreza wSopocie była niejako inauguracją jego działalności w Trójmieście, gdzie wkrótce będzie realizować swoje plany. Z tej okazji w klimatycznej Willi FSC odbyły się trzy koncerty artystów, związanych z Latarnią poprzez wydawnictwa lub konotacje towarzyskie.

Jako pierwszy zaprezentował się Stefan Wesołowski, tym razem w dosyć nietypowej roli. Bez instrumentów klasycznych, a jedynie z klawiszami oraz laptopem zaserwował chłodną i dosyć subtelną dawkę muzyki elektronicznej, w której delikatne bity w tle, połączył z przestrzennymi, trochę ambientowymi warstwami klawiszy, czasem mający delikatny posmak organów. Ta odsłona jego twórczości brzmiała całkiem ciekawie, ale po 3-4 utworach o identycznej strukturze trochę nużyła i raziła banalną dosyć formułą, która zbyt często wykorzystywała podkłady sampli i dogrywane do nich pojedyncze dźwięki klawiszy. Jeszcze bardziej niż po ubiegłotygodniowym koncercie w Krakowie na festiwalu Unsound, utwierdziłem się w przekonaniu, że kompozycjom Wesołowskiego (zwłaszcza tych elektronicznych, chociaż obie mają mroczny i ponury posmak) dobrze zrobiłyby pewne przełamania, manipulacje formą czy zniekształcenia, które te dość jednolite i proste konstrukcyjnie utwory, mogłyby ciekawie zróżnicować.

Etamski oparł swój set na materiale z „Lovely Interstellar Trip” i epce „Kosmos”, co ciekawe było z pewnością dla osób, które tego materiału nie znały. Mając jednak w pamięci jego rewelacyjny koncert na tegorocznym LDZ Festival (z którym część tego materiału się pokrywała), byłem trochę rozczarowany. Po pierwsze, mniej starannie i przemyślanie budowana była narracja oraz dramaturgia koncertu, a po drugie ze względu na to, że słychać było lekkie zdezaktualizowanie materiału. Etamski jest muzykiem, który nieustannie się rozwija i z pewnością nie narzeka na liczbę pomysłów, szkoda więc że skupił się raczej na swoich archiwaliach, aniżeli świeżych pomysłach, które pokazałyby w jakim miejscu ten twórca jest obecnie.

Niezbyt dobre wrażenie dwóch pierwszych występów, zatarł set Piernikowskiego, który zagrał koncert mocny, wyrazisty, fantastycznie budując narrację występu, utrzymaną w mocno rozbujanej formule, z której słynie chociażby z występów z NP. Piernik ma niewątpliwą smykałkę do tworzenia struktury utworów na bazie krótkich, zapętlonych sampli, które dzięki rytmice tworzą swoisty trans, a podbijane bitami nadają jego muzyce specyficznej żywiołowości. W Willi FSC pojawiło się sporo nowego materiału, w którym muzyk pokazał, że jeszcze bardziej rozpycha się na polu muzyki elektronicznej i w jego eksperymentalnej, zabrudzonej, a często zniekształconej odsłonie radzi sobie doskonale. Udzielał się też wokalnie, choć na całe szczęście swoimi frapującymi lirykami nie zdominował koncertu. To kolejna zaleta jego występu: Piernik dokładnie wie, kiedy co i jak powiedzieć, żeby zabrzmiało dosadnie i trafnie. A tak właśnie było. Z niecierpliwością będę wyglądać jego kolejnego albumu.

Latarnia Night: Stefan Wesołowski/Etamski/Piernikowski, Willa FSC, Sopot, 25.10.13.

[Jakub Knera]