Muzyka metalowa ulega nieustannym przeobrażeniom: kiedy jedni kolejną dekadę z rzędu pozostają przy wybranej przez siebie drodze, inni poszukują nowych sposobów na odświeżenie metalu, tego jak można w ramach tego gatunku grać, jednocześnie zmieniając jego nieco zastygłą już od kilku lat konwencję. Z jednej strony gatunek ten coraz częściej zdobywa alternatywne festiwale, na których pojawiają się zespołu reprezentujące ciężką odmianę tego nurtu czyli coś, czego wcześniej można byłoby się nie spodziewać. Z drugiej strony metal przyjmuje przeróżne formy, w których często jest jedynie punktem wyjścia do nowych rozwiązań i poszukiwań.
Blindead niemal od samego początku nie stroili od ekstrawagancji w obrębie w swojej muzyki. Ciężko było ich jednoznacznie zakwalifikować a nieustanna ewolucja na kolejnych płytach pokazywała, że to zespół działający z pomysłem i wizją, a nade wszystko skład odważny, który ciężkich gitarowych riffów nie będzie się bał uzupełnić elektroniką lub brzmieniami z innej urtów muzycznych. „Absence” pokazuje tę ewolucję czy też otwarcie na szerokie horyzonty najlepiej. To płyta bardzo zróżnicowana, o post-metalowym sznycie, ale z pasją sięgająca do narzędzi wykorzystywanych przez reprezentantów innych gatunków, poprzez inną formę kompozycji ale też rozbudowane instrumentarium. Gdynianie przygotowali album dojrzały, pełen niuansów i zróżnicowanego brzmienia – od akustycznych gitar, przez elektronikę, instrumenty akustyczne jak klarnet czy wiolonczelę aż po jazgot metalowych, ciężkich riffów. Umiejętnie umieszczają w proporcjach te elementy, prezentując płytą wielowątkową, najbardziej w swojej twórczości przystępną i otwartą na słuchacza, ale także w największym stopniu zróżnicowaną stylistycznie.
To praca zespołowa – od arażacji, po melodie, finalny kształt utworów, teksty i wokal. Wyraźnie zaznaczył się pierwiastek włoski. Matteo Bassoli nie tylko gra na basie i wnosi do zespołu świeże spojrzenie, ale także wspiera wokalnie Patryka Zwolińskiego, w wielu utworach tworząc z nim swoisty dwugłos, wzbogacający utwory. Riccardo Passini jako producent materiału, doszlifował brzmienie zespołu, co bardzo dobrze sprawdza się w ich nowej, dosyć lekkiej odsłonie. Pytanie na ile to jeszcze jest metal lub jakakolwiek jego pochodna nie powinno dziwić, ale i w dobie XXI wieku nie powinno w zasadzie padać. Ciężko oczekiwać, żeby muzycy otwarci, ambitni i odkrywający nowe muzyczne połacie, zaparcie trzymali się jednego kierunku. Blindead potrafi konstruować utwory o większym natężeniu eksperymentu, zmieniające motyw wokół utworu kilkakrotnie, ale są także w stanie stworzyć bardziej piosenkowe utwory o prostszych do odczytania strukturach. Zachowują przy tym jednocześnie swój charakter, nie polerując kompozycji w kierunku quasi-przebojowych songów pokroju tegorocznego albumu „One One One” norweskiego zespołu Shinning.
Gdynianie, mimo że wielkich innowacji nie wprowadzają, na „Absence” pokazują, że są nieustannie ewoluującą grupą, regularnie zbierają pomysły w całość i penetrują muzyczne obszary w celu szukania nowej jakości, zmieniania formuły i odświeżania swojego wizerunku. Efektem jest album pełen napięcia, wciągającej dramaturgii, bogatego brzmienia, na dodatek z przyświecającym mu konceptem, który bardzo dobrze trzyma całość w ryzach. Brawo.