Octopussy na swoim debiutanckim albumie, trochę zahaczają o rejony penetrowane przez Ampacity, jednak oferują zestaw nagrań w zupełnie odmiennej formule. Stawiają na prosty i surowy hard rock, sążniste riffy utrzymane w pustynnym i mocno amerykańskim klimacie. Zespół potrafi umiejętnie różnicować brzmienie – otwarcie płyty to gęsto brzmiące utwory, wypełnione potężnym, gitarowym brzmieniem. Poza podobieństwami gatunkowymi, wspólny jest także wokalista/gitarzysta Ampacity i Octopussy. Jan Galbas, który na „Encounter One” swojego głosu na chwilę użycza w jednym z utworów, teraz od pierwszych dźwięków wzmacnia muzykę grubym i chropowatym wokalem, nawiązującym do tuz gatunku hard i stoner rocka. „Octopussy” równie często co do ciężkich brzmień, zwraca się w kierunku mocniejszej odmiany bluesa, czasem wprowadzając elementy akustyczne. Tak jest chociażby w bardzo fajnie urozmaicającym materiał „Flow conception”, instrumentalnym utworze. Szkoda, że grupa częściej nie różnicuje tak swoich brzmień, wtedy album z pewnością zyskałby na różnorodności. Ale zespół nie gra na oślep – umiejętnie buduje narrację i dramaturgię utworów, bawi się wokalizami, wzmacniając główny głos chórem w tle. Dzięki temu dostajemy ciekawy brzmieniowo materiał, który jako jeden z kolejnych w Trójmieście wchodzi na obszar pustynnego i mocnego stoner rocka, ukazując go z kolejnej, interesującej perspektywy.

[Jakub Knera]