– Pracując ze źródłami i muzyką tradycyjną, nieustannie oscylujemy między tym co odległe, zapomniane, co już bezpowrotnie odeszło, a potrzebą ukorzenienia, poczucia bliskości i odnalezienia własnej tożsamości, również muzycznej. Cała przygoda w tym, że to co pozornie dalekie i obce, odkrywamy jako swoje. A granice są po to żeby je sprawdzać: na ile są własne, a na ile narzucone? Na ile realne, na ile zmyślone? – opowiadają muzycy zespołów Bastarda i Sutari.
4 sierpnia ukaże się ich album Tamoj i tego dnia zagrają w Teatrze Leśnym w Gdańsku. Dziś przedpremierowo posłuchacie ich wspólnej kompozycji!
Muzykę Sutari i zespołu Bastarda śledzę praktycznie od samego początku. Ten pierwszy zespół, którego punktem wyjścia były litewskie sutarines przekonuje mnie osobliwym podejściem do folku, które cechuje z jednej strony subtelność i rodzaj melancholii, a z drugiej żywiołowość i nieokiełznanie. Z materiałem z trzeciej płyty Siostry Rzeki (opisywanej przeze mnie na łamach Radiowego Centrum Kultury Ludowej) zaprosiliśmy je do Gdańska-Wrzeszcza w 2020 roku, gdzie zagrały koncert w niesamowitej scenerii Zbiornika Wody Stary Sobieski.
Bastarda z kolei w ekspresowym tempie stała się jednym z najbardziej charakterystycznych zespołów w Polsce, który na dodatek łączy w swojej twórczości różne estetyki: muzykę średniowieczną, pieśni żałobne czy niguny. Grają portugalskie fado z João de Sousa, współpracowali z Chórem Uniwersyteckim SWPS czy zespołem Holland Baroque. Średnio wydają jedną płytę na rok.
Połączenie ich sił może dziwić, ale efekt jest wyjątkowy. Ciężkie brzmienie Bastardy jest punktowane energią i wielowątkowymi tekstami dziewczyn z Sutari. Tematem jest pogranicze – geograficzne, ale też kulturowe, rozumiane w wielu aspektach. Szcześliwcy mogli posłuchać zespołu podczas tegorocznej edycji Festiwalu Nowa Tradycja, ponowna okazja pojawi się już wkrótce.
4 sierpnia zespoły pojawią się na scenie Teatru Leśnego w Gdańsku-Wrzeszczu, inaugurując tegoroczny cykl Nowe idzie od morza. Ten dzień to także premiera ich albumu Tamoj, który ukaże się nakładem wytwórni Audiocave. Poniżej przedpremierowo posłuchacie utworu z tej płyty i przeczytacie rozmowę z zespołem.
Posłuchaj przedpremierowo utworu „Nim świt nastanie”!
Kup bilet: Koncerty w Teatrze Leśnym Nowe idzie od morza – Bastarda & Sutari
JAKUB KNERA: Muzycznie jesteście z zupełnie innych światów – jak się poznaliście i postanowiliście nawiązać współpracę?
PAWEŁ SZAMBURSKI: To tylko pozornie różne światy. Znałem twórczość Sutari i wrażliwość muzyczną dziewczyn od dawna, a przez zbliżenie Bastardy do tematu muzyki folkowej nie wyobrażałem sobie lepszego dopasowania, więc zaprosiliśmy Kasię i Basię, a one przyjęły zaproszenie! No i mamy Tamoj.
Co Sutari podoba się w muzyce Bastardy? Co Bastardzie podoba się w muzyce Sutari?
KASIA KAPELA: Dramaturgia. To jest coś, czego same zawsze szukałyśmy w naszej pracy muzycznej. U Bastardy słychać niekończący się i konsekwentny dialog między instrumentami. Coś co sprawia, że ma się uczucie współuczestnictwa w żywym procesie.
Paweł: Zespół Sutari podchodzi do źródeł ludowych w sposób kreatywny i tworzy intymny, autorski język opowieści. To dla mnie wspólny mianownik. Poza tym subtelność połączona z ogniem i żarem, czyli znowu to czego my szukamy z Bastardą.
Pogranicze jest często eksplorowane przez współczesne zespoły. Co was popchnęło w tym kierunku?
Kasia: Pogranicze poniekąd samo się o siebie upomniało. Jest to fascynujący region pod kątem historycznym, kulturowym i muzycznym. Dla mnie jednak najsilniejsza okazała się potrzeba skonfrontowania ze współczesnym pograniczem, które stało się katalizatorem kryzysu ekologicznego, migracyjnego, wartości…
BASIA SONGIN: Pogranicza są mi bliskie. Wychowałam się na pograniczu polsko-niemiecko-czeskim, na Dolnym Śląsku, w tyglu kultur, w mieście gdzie do dziś mieszkają potomkowie przesiedleńców z różnych kresów wschodnich oraz Grecy, Romowie czy Łużyczanie. Być może jest to jeden z powodów dla których zawsze fascynowało mnie to co na pograniczu – nie tylko geograficzno-kulturowym, ale też pograniczy różnych gatunków sztuk, sztuki i nauki. Na pograniczu idei rodzi się nowe. To mnie fascynuje.
Tamoj oznacza „gdzieś tam, nie do końca daleko”. Czy to znaczy, że Pogranicze, mimo że pozornie odległe, jest nam bliskie i jest częścią naszej kultury? Czy w ogóle można mówić o Pograniczu czyli sztucznie zmienianych i narzucanych granicach nie tylko na Wschodzie, ale i Zachodzie czy Południu Polski? Może warto wyjść poza takie myślenie?
Kasia: Pracując ze źródłami i muzyką tradycyjną, nieustannie oscylujemy między tym co odległe, zapomniane, co już bezpowrotnie odeszło, a potrzebą ukorzenienia, poczucia bliskości i odnalezienia własnej tożsamości, również muzycznej. Cała przygoda w tym, że to co pozornie dalekie i obce, odkrywamy jako swoje. A granice są po to żeby je sprawdzać: na ile są własne, a na ile narzucone? Na ile realne, na ile zmyślone? Tu się dzieje dyskusja.
Basia: O Pograniczu wolę myśleć jako o „miejscu spotkania”. A spotkania bywają fascynującą przygodą, szczególnie jeśli pozwolimy sobie na otwartość względem tego co dla nas niecodzienne i inne.
Paweł: Podobnie jak Basia myślę o Pograniczu bardziej metaforycznie. Znając granice – ich realny lub nawet sztuczny czy narzucony wymiar, możemy nauczyć się je przekraczać, ale z poszanowaniem tożsamości czy odrębności. Tak było w przypadku ludowych źródeł, z których czerpaliśmy, ale także w przypadku naszych wewnętrznych granic i spotkania, które je transformuje.
Punktem wyjścia dla płyty Tamoj były „Ballady i Romanse” Adama Mickiewicza – jak Was zainspirowały i co postanowiliście z nich dla siebie wziąć?
Basia: Wzięliśmy z nich fascynację kulturą ludową oraz impet by spotkanie z tradycją opowiedzieć własnymi słowami, temperamentem i wrażliwością.
Paweł: Taki był początkowy, startowy pomysł Tomasza Pokrzywińskiego – żeby zająć sie Mickiewiczem, ale od strony jego źródeł i fascynacji. Mamy tam przypowieści i ballady ludowe, mamy pieśni kresowe, mamy Litwę, mamy Białoruś, Polesie, mamy Polskę w końcu! Ileż cennych inspiracji, wartościowych źródeł i tekstów kultury… Dlatego w trakcie pracy gdzieś ten Mickiewicz przepadł.
Co waszym zdaniem Pogranicze może dać Polsce kulturowo jako styk różnych światów i tradycji?
Kasia: Pozwala odzyskać pamięć o tym że Polska zawsze była wielokulturowa.
Basia: Jeśli przyjrzymy się naszej kulturze to zauważymy, że ona nigdzie nie jest jednorodna. Kultura jest jest kalejdoskopem wielu wątków, temperamentów, języków, estetyk. Każdy region, subregion wypracował własny idiom kulturowy, który nieustannie się przemienia. Pogranicze polskie – w ujęciu geograficznym – jest po prostu tego jaskrawym przykładem. Ale wystarczy zagłębić się w dowolny region, porozmawiać z ludźmi lub poczytać etnograficzne zapiski, by odkryć, że każdy las, czy rzeka tworzy swoiste pogranicze, gdzie po obu stronach wykształcają się różne zwyczaje czy dialekty. Podobnie to wygląda gdy spojrzymy szerzej, na kulturę współczesną, na pogranicza między sztuką, nauką i filozofią. Tygiel kulturowy Pogranicza geograficznego przypomina nam o tym, iż nieustająco w takim tyglu tkwimy. I to nas rozwija. Poza tym, jak wspomniała Kasia, jest to wyjątkowo ważna lekcja, byśmy nie zapominali o wielokulturowości, której jesteśmy częścią i która jest częścią nas.
Paweł: Zgadzam się z dziewczynami. Pięknie powiedziane! Dla mnie pogranicze to też możliwy obszar symboliczny, który może powiedzieć: „Zobaczcie, jesteśmy różni, ale żyjemy obok siebie, możliwa jest relacja, współpraca, przenikanie mimo różnic kulturowych. Możemy się wzajemnie inspirować i szanować odmienności…”. To oczywiście jakiś ideał i być może ułuda, ale jakże ładna. Wierzę, że możliwa.
Pogranicze zyskuje współczesny kontekst – z jednej strony przez to, co od jesieni dzieje się na białoruskiej granicy, z drugiej przez wojnę na Ukrainie. Jak to wpłynęło na waszą muzykę?
Basia: Wydarzenia na polsko-białoruskiej granicy i wojna w Ukrainie wpływają na mnie cały czas. Są częścią rzeczywistości, w której żyję i działam. Czuję bunt i niezrozumienie wobec tego, co spotyka osoby w kryzysie uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej. Jestem przerażona wojną i cierpieniem ludzi w Ukrainie. Te emocje znajdują odbicie w tym, co robię na co dzień jako człowiek, jak również w tym co tworzę jako artysta.
Pracując nad Tamoj nie staraliśmy się na siłę wplatać w naszą muzykę wątków wojennych czy związanych z humanitarnym kryzysem na granicy białoruskiej. Nasz utwór „Wojenka” powstał zimą, kiedy to jeszcze nie doszło do eskalacji wojny w Ukrainie. Sięgnęliśmy po tą pieśń, bo trudy wojny zawsze odznaczają się głębokim piętnem na pograniczu. Poza tym jest to utwór, gdzie splatają się dwie melodie z różnych regionów przygranicznych, z niemal identycznym tekstem. Jedna jest być może starsza, traktuje o wojnach carskich. Druga zapewne przekształciła się w czasach bliższych, może pierwszej lub drugiej wojny światowej, bo mowa jest tam o wojnie w dalekiej Ukrainie. Kiedy w marcu spotkaliśmy się na próbach, tuż po tym jak Ukraina została zbrojnie zaatakowana, trudno nam było zabrać się do tego utworu, tak nagle boleśnie aktualnego. Zdecydowaliśmy jednak, że go nie porzucimy, bo to jest ból, o którym trzeba opowiadać i pomagać koić. Między innymi sztuka ma taką moc.
Teksty są całkowicie autorskie, ale inspirowane folkiem. Łączą wiele wątków, które brzmią spójnie – z jednej strony m.in. litewski, zainspirowany instrumentem „Skudučiai”, z drugiej bastardowy w brzmieniu „Dūno upė”, a z trzeciej przejmująca, wspomniana „Wojenka”. Czy Pogranicze to tylko mieszanka różnych wpływów i kultur, czy udało się Wam znaleźć coś wspólnego, charakterystycznego, co powstaje w efekcie ich połączenia?
Basia: Powiedziałabym, że Pogranicza to aż mieszanka różnych wpływów i kultur. Wspaniała! I wbrew pozorom nie tak odległa.
Pochodzę z rodziny o korzeniach polskich, litewskich i ukraińskich. Pamiętam jak pojechałam pierwszy raz do Wilna i wybrałam się do restauracji, by poznać lokalną kuchnię i smaki, a odkryłam, że to kuchnia, którą znam od dziecka, na której wyrosłam. Podobną przygodę przeżyłam później we Lwowie. Natomiast nieprawdopodobnym zadziwieniem napełniły mnie smaki wielkopolskie. Dziś równie swojskie wydają mi się smaki z Indii, Wietnamu czy Włoch. Tkwimy w samym środku pogranicza, nawet jeśli geograficznie nie zawsze. I to jest absolutnie przepiękne.
Paweł: To co ja osobiście odkryłem w pracy z Sutari, w pracy nad źródłami ludowymi Pogranicza – to jakaś swoista nostalgia, głęboka opowieść osadzona blisko natury, ale jednocześnie nasycona jakimś ogniem i mocą, nerwem również. Te pozornie biegunowe różnice tworzą istotne dla sztuki i dla relacji społecznych napięcie, wyznaczają pełne spektrum przeżywania i dają nam twórcom przestrzeń dla autentycznej i szczerej kreacji. Czyli mówiąc krótko odnaleźliśmy wspólnotę wrażliwości i własny język w obrębie bogactwa i różnorodności muzyki Pogranicza.
Kup bilet: Koncerty w Teatrze Leśnym Nowe idzie od morza – Bastarda & Sutari