Chociaż muzyczny rodowód Krzysztofa Topolskiego i Roberta Skrzyńskiego jest inny, obaj bardzo mocno zanurzają się w swojej twórczości w podobnej estetyce. Fascynuje ich muzyka elektroniczna, w mocno eksperymentalnej odsłonie, złożona z detali, sampli, zlewających się w muzyczną magmę, pełna niuansów. Ale Topolski zaczynał od grania na perkusji i regularnie do tego instrumentu wraca czy to z zespołem Wolność czy w duecie Arszyn/Duda. RADAR to połączenie tych twóch światów: elektroakustycznych brzmień i elektroniki z surowymi i akustycznymi bębnami. Nie jest to jednocześnie owoc pracy w studiu, ale skrupulatne tkanie materiału w domowym zaciszu z zarejestrowanych partii instrumentów perkusyjnych, ale też elektronicznych analogowych brzmień, które są tutaj ułożone w bardzo osobliwej mozaice. Zaryzykowałbym, że z perspektywy Topolskiego jest to obszar, bliski jego twórczości w nieodżałowanym zespole Ludzie, natomiast Skrzyński wchodzi na nowe dla siebie terytorium: to muzyka pulsująca, bardzo rytmiczna, a jednocześnie przestrzenna. Dźwiękowe tło budują w niej elektroniczne pasaże, ale też rozedrgana, często kosmicznie i transowo brzmiąca perkusja. Radar to psychodeliczna wędrówka, bardzo płynna i spójna, a jednocześnie wielowarstwowa, która splata świat elektroniki, ale też perkusyjnej improwizacji, porywczej, a jednocześnie nieszablonowej. Jak na efekt studyjnej pracy jest to materiał bardzo spójny, ciekawie podkreślający dualizm na linii perkusjonalia-elektronika. W pewnym stopniu przypomina mi album „3/5/1” Paula Wirkusa i Uwe Schneidera sprzed piętnastu lat, chociaż tamten był rejestracją koncertu, a ten składa się z posklejanych sampli i nagrań. Jednak jego płynność, podobne brzmienie instrumentów i struktura, budują wartką narracyjnie opowieść, która na scenie elektroakustycznej zapisuje błyskotliwe wydawnictwo.
Krzysztof Topolski & Robert Skrzyński, RADAR, Plaża Zachodnia, 2016.
Jakub Knera