Dla Shofar podróż znów staje się religią, powiedział Raphael Rogiński. To zespół, który podróżuje – wzdłuż i wszerz. Jest wyprawa, która za cel stawia sobie goeografię, przemierzając państwa, co słychać w ich bardzo zróżnicowanej muzyce. Ale też wyprawa historyczną, w głąb dziejów, przez szukanie korzeni i budowanie muzycznej tożsamości. Może dlatego ten zespół swój sens odnajduje przede wszystkim w spotkaniu – pewnie jeszcze przyjdzie poczekać na kolejny album studyjny zespołu – graniu na żywo, spontaniczności i nieodgadnionych kierunkach. Sens w koncertach na Wschodzie Europy i w gąszczu metropolii Ameryki Północnej, w Warszawskiej synagodze, a kiedyś może, rzeczywiście, przy ognisku, na leśnej polanie lub w jaskini.

„Gold of Małkinia” to spotkanie zarejestrowane przed dwoma laty w Chicago. Teoretycznie, na początku 2015 roku nieaktualne – przez pryzmat tego, gdzie obecnie są Mikołaj Trzaska, Raphael Rogiński i Macio Moretti. Ale praktycznie to zapis pewnego stanu muzyków i jednocześnie podróży przy przemierzaniu USA. Koncertu w pozornie obcych, bo nieoswojonych okolicznościach, a jednocześnie w bardzo bliskim sobie środowisku. Muzyczne trio nomadów podróżuje w swojej muzyce i ze swoją muzyką, szalenie komunikatywną, niezależnie od tego na ile ktokolwiek jest zafascynowany nową falą muzyki żydowskiej. Shofar wspólnie ze sobą dialogując, wzajemnie kontrapunktuje się kulturami i wpływami. Zawodząca gitara Rogińskiego brzmi czasem bluesowo, czasem afrykańsko, malując bogatą paletę barw. Trzaska sporadycznie wkracza na najbardziej skrajne regiony muzyki free – raczej wyciąga ze swojego instrumentu mistyczne frazy, momentami wysuwając się na pierwszy plan i grając solo, kiedy indziej przekrzykuje się z Rogińskim, dialogując w formie nigunów lub bazując na nich wtedy, gdy muzyka pozwala się ponieść, dryfuje, podróżuje. Równie często obaj muzycy brzmią niczym jeden wspólny instrument, kiedy równolegle grają te same melodie. I wtedy pojawia się Moretti, który na perkusji gra inaczej w każdym ze swoich składów, ale jednocześnie jego charakterystyczny i wyrazisty język także tutaj zaznacza swoją obecność. Zarówno wtedy gdy wyraziście buduje rytm kompozycji, stanowiąc oparcie dla solówek Rogińskiego lub Trzaski. Ale też wtedy gdy to właśnie jego instrument ma największy wpływ na wydźwięk utworu – tak jest z rewelacyjną partią w „Nigun 108” gdzie to właśnie bębny i spazmatyczna kaskada na talerzach wynosi utwór na rozszalałe wyżyny free, ale też bardzo emocjonalnego brzmienia.

To ciekawa, że Shofar, zespół improwizujący, ma też swoje przeboje, otwierające i zamykające płytę niguny, z charakterystyczną, rozpoznawalną, łatwą do zanucenia melodią, który wybucha w finałowym crescendo, aby zaraz zostać stłumioną i zamilknąć. „Gold of Małkinia” to koncert, którego chce się słuchać wielokrotnie, bo kolejne kompozycje, zagrane kolejny raz, pojawiają się w nowym obliczu – w tym przypadku płyta jako zapis chwili, próba zachowania jego auratyczności i niezwykłego wymiaru, sprawdza się. Nawet jeśli jest nieaktualne datowo to w tym przypadku na tyle silnie rezonuje, że wciąż można odczuwać moc, która płynie z tej muzyki. Ale Shofar jest już przecież dalej, częściowo można się o tym było przekonać na kwietniowym koncercie w Żaku, a częściowo na kolejnych, zagranych bliżej lub dalej. Znów w podróży.

[Jakub Knera]