Drugie płyty Emila Miszka i Immortal Onion to konsekwentne kroki naprzód, które umacniają w przekonaniu, że scena jazzowa z Gdańska prowadzi w peletonie.

>>Read in English<<

Emil Miszk szybko został dostrzeżony na jazzowym poletku, co przypieczętował zgarniając Fryderyka za debiut jazzowy przed rokiem. CV ma już nie małe – na koncie z trzema płytami Algorhythm, solowym debiutem i kilkoma nagraniami w rozbudowanych składach – ale czuć, że to dopiero rozbieg, bo wyrasta na kompozytora świadomego, w ciągłej fazie rozwoju i progresu, czego jego nowy album jest dobitnym przykładem. Artificial Stupidity to raptem sześć utworów, ale też orkiestra przyjaciół, którą zawiaduje tu gdański trębacz, w ciągu 34 minut dając wykład jak w arcyciekawy sposób zagrać zwięźle, soczyście ale też atrakcyjnie. Tym samym Miszk, obok Kamila Piotrowicza, Szymona Gąsiorka czy Kuby Więcka wpisuje się w młode pokolenie polskich jazzmanów, którzy bez kompleksów i z rozbrajającą wręcz szczerością pokazują muzykę swobodną, a jednocześnie pełną erudycji. Drugi album muzyka to skomponowany na osiem osób zestaw bogatych aranżacyjnie suit, w których malowana paleta rozciąga się od muzyki klasycznej po swingujący jazz, gwałtowne zwroty i świetne zgranie zespołu przeplatane wzajemnym kontrapunktowaniem.

Kapitalnie rozpisane są tu partie dęciaków, które, ideologicznie zakorzenione w post-internetowej płynnej rzeczywistości, zmieniają nastroje jak posty na feedach naszych smartfonów. W „Insta” słyszymy konglomerat brzmień, zawadiackiego przekomarzania, aby potem spójnie cały zespół wyłoni się w orkiestralnym brzmieniu. Obok lidera stoją Kuba Więcek na saksofonie altowym, Piotr Chęcki na saksofonie tenorowym i Paweł Niewiadomskim na puzonie. Creme de la crème, które tutaj świetnie odnajduje się we wzajemnym dialogowaniu. Za chwilę w bardziej stonowanej odsłonie, gdy emocje już opadną, snują nostalgiczne zawodzenie w „Feed”, gdzie z resztą pomysłowo z partii fortepianu Szymona Burnosa wyłania się gitara Michał Zienkowskiego. Takich przykładów jest tu sporo – odważnych rozwiązań lidera, ale też umiejętnego wykorzystania talentu muzyków. Miszk nie pcha się na pierwszy plan, stoi na równi z zespołem – kiedy planuje solówki, podkreśla swój mocny skład i oddaje każdemu pole do popisu. Zanurza się w minimalistyczne frazy, potężne zespołowe brzmienie, popada z zespołem w szał, aby wyjść z niego ze spokojem, a jednocześnie puszcza do słuchaczy oko. O ile jego ostatni album z Algorhythm był mocno naznaczony post-produkcją i elektroniką, tu nawet jeśli zespół brzmi bardzo aktualnie i współcześnie, w większym stopniu kłania się klasycznej ścieżce jazzowej. Liczba dęciaków może narzucić skojarzenia z Power of the Horns tyle, że tutaj ten power jest nawet mocniejszy, bardziej zróżnicowany, a jednocześnie poukładany. A Miszk pokazuje, że Fryderyk za debiut nie był przyznany na wyrost; to raczej rozgrzewka co Artificial Stupidity – z bigbandowym frapująco złożonym i zaaranżowanym składem – świetnie pokazuje.

Równie szybko dostrzeżeni zostali Immortal Onion. Jeśli ten jeszcze młodszy od Miszka skład na debiutanckim Ocelot of Salvation brzmiał jakby niepewnie trochę przecierając szlaki poprzez flirt z jazzem skandynawskim i muzyką filmową, to na XD nie tylko poszerzają brzmieniowe spektrum, ale też sugestywnie potrafią je uformować. Trio buduje płytę od akustycznych aranżacji po te coraz bardziej obrastające elektroniką, co słychać nie tylko w brzmieniu klawiszy Tomira Śpiołka ale przede wszystkim wtedy, gdy basista Ziemowit Klimek sięga po mooga, elektryfikując muzykę zespołu. Na debiucie dominowała nastrojowość, filmowy klimat, tutaj jest jeszcze bardziej połamane metrum, nerwowy puls i skoczność spod znaku BadBadNotGood. Drugi album cebularzy ukazał się w zasłużonej U Know Me Records, która linię programową wydawałoby się ma mocno oszlifowaną, ale często porywa się na zaskoczenia, pozostając jednocześnie wierna współczesnemu i ożywczemu brzmieniu. Weźmy takie „Triggers”, mięsisty utwór w finale ciężko zawieszony na basowym rozbujaniu i rozpędzonej perkusji, który dla odmiany kontrapunktuje „Omnichannel Journeys pt. I”, o ile bardziej spokojny i melancholijny z postrockowymi plamami w tle ze pociągnięciami smyczkiem na kontrabasie w finale.

Kosmicznie brzmi „Interaction”, „Intensity” rockowo i bliżej mu do sceny drum’n’bass niż jako takiego jazzu, przede wszystkim dzięki gęstym groove’om Klimka na wspomnianym moogu. Albo ten całkowicie elektroniczno-dyskotekowy „IA (Information Architecture)” na finał, które wynosi zespół w zupełnie inny wymiar – po takim Jazz Jantar widziałbym ich na Tauron Nowa Muzyka. Immortal Onion nie grają łatwo, to album bardziej progresywny niż ich debiut, a jednocześnie bardziej zróżnicowany, gęstszy w pomysłach i obrosłych aranżacjach. To też znak, że młode trio ma pomysłów na wiele nagrań – bo skoro jeden album oferuje tak szeroki wachlarz, a pomiędzy pierwszym i ostatnim utworem rozpiętość gatunkowa jest ogromna, to nietrudno przewidzieć, że niejednym jeszcze ta grupa zaskoczy.

Emil Miszk & The Sonic Syndicate, Artificial Stupidity, Alpaka
Immortal Onion, XD [Experience Design], U Know Me