Zasłynęli z chłodnych i onirycznych piosenek, pełnych melancholii i mroźnego, nadmorskiego klimatu. Old Time Radio z czasem jednak ewoluowało i na kolejnych płytach ukazywało inne aspekty swojej twórczości. Aż finalnie muzycy tego zepsołu postanowili zabrać się za piosenki dla dzieci, śpiewane po polsku. Jak do tego doszło i czego można się spodziewać po najnowszej płycie nagranej pod szyldem Stare Radyjko, opowiada poniżej Tomasz Garstkowiak.

Jakub Knera: Skąd pomysł na Stare Radyjko? Na ile jest to kontynuacja Old Time Radio, a na ile równoległy projekt?

Tomasz Garstkowiak: Kilka lat temu przyszło nam do głowy, że ciekawe byłoby stworzenie płyty z naszymi własnymi, autorskimi piosenkami dla dzieci. Takimi, gdzie młodych słuchaczy traktuje się serio – i pod kątem muzycznym, i tekstowym. Tak powstało „Stare radyjko gra dla dzieci” w 2011 roku, będące właściwie jeszcze płytą Old Time Radio. W tej chwili jednak jest to raczej równoległy projekt. Projekt bardzo szeroki – nie tylko artystyczny, ale też edukacyjny. Co ważne, nie jest to projekt sformalizowany – nie ma stałego składu osobowego, ani żadnych odgórnych założeń. Poruszamy się w rozmaitych estetykach, sięgamy po różne gatunki jak np. słuchowisko. Cel jest jeden: upowszechnianie twórczości dla dzieci na wysokim poziomie artystycznym.

Stare Radyjko koncentruje się na kołysankach, a na dodatek piosenki są śpiewane w języku polskim. Skąd ta zmiana?

Pierwsza płyta nie była tylko płytą kołysankową – składała się z dwóch części: dynamicznej dziennej i stonowanej nocnej. Chciałem jednak stworzyć również płytę do zasypiania – z kołysankami i sennymi dźwiękowymi obrazami. Zresztą pojawienie się mojej córki napisało ten scenariusz w sposób bardzo naturalny. Powstające piosenki pełniły bowiem funkcję użytkową – kołysały do snu. Siłą rzeczy – musiały być po polsku.

Jak oceniasz to co wydaje się na rynku polskim dla dzieci? Najbardziej wyrazisty przykład z ubiegłego roku to dla mnie Jerz Igor, który pokazuje, że można ciekawie aranżować piosenki i bardzo pomysłowo śpiewać. Słuchałeś jeszcze czegoś ciekawego?

Powiem szczerze, że nie śledzę na bieżąco tego, co aktualnie jest wydawane. Cieszę się natomiast, że powoli powstają tego typu projekty, że twórczość dla dzieci przestaje być traktowana jak działanie niepoważne, o drugorzędnym znaczeniu artystycznym. Dziecko to przecież bardzo wymagający odbiorca.

Między pierwszym piosenkowym, a trzecim piosenkowym albumem, wydałeś z aktorami Teatru Miniatura album „Opowieści ze Starego Radyjka: Pan Leniwiec i pantofelek Kopciuszka” czyli swego rodzaju słuchowisko. Na ile pociągają Cię takie eksperymentalne formy, odmienne od dotychczasowych piosenkowych albumów. Skąd pomysł na słuchowisko?

Słuchowisko to był typowo sentymentalny projekt. Słuchowisk, wydawanych na płytach winylowych, słuchaliśmy przed snem gdy byliśmy dziećmi. W niesamowity sposób poruszały one wyobraźnię – rozmawiając o nich teraz odkryliśmy, że wciąż pamiętamy konkretne obrazy, które wywoływały w naszej głowie! Postanowiliśmy więc stworzyć własne słuchowisko – nie audiobooka, nie żadną adaptację, ale specjalnie w tym celu napisaną historię, oczywiście odpowiednio udźwiękowioną i wzbogaconą piosenkami. Do współpracy zaprosiliśmy profesjonalnych aktorów i z efektu jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni. Zwłaszcza, gdy dochodzą nas głosy, że najmłodsi słuchacze katują Pana Leniwca w kółko i w kółko. Pracy mnóstwo, ale satysfakcja ogromna. Może jeszcze kiedyś powtórzymy tego typu projekt.

Trzecia płyta Starego Radyjka zbiegła się z narodzinami Twojej córki. Testowałeś na niej piosenki?

Jak najbardziej. To są piosenki, przy których zasypiała i zasypia Olga. Tylko że jej raczej nie puszczam nagrań. Zdecydowanie częściej są to wykonania na żywo, a cappella.

Czy z tego powodu są one w jakiś sposób szczególne, wyjątkowe? Nie miałeś oporów przed ich upublicznieniem?

Tak naprawdę początkowo ta płyta miała być przedsięwzięciem wyłącznie prywatnym, nie zamierzałem jej upubliczniać. Piosenki na niej są bardzo osobiste. Napisałem je dla córki, a udział w ich nagrywaniu wzięli tylko członkowie mojej rodziny. Także dźwięki, które słychać w tle, to odgłosy z ważnych dla mnie miejsc – Oliwy, Wrzeszcza, Brzeźna. Nastąpił jednak pewien przełom w myśleniu o zakresie tego wydawnictwa, głównie za sprawą budujących opinii ze strony odbiorców Starego Radyjka. Pomyślałem, że może te piosenki sprawią komuś przyjemność, wyciszą, zaproszą do snu.

Kołysanki to powrót do ciekawej tradycji, ale też do innej kultury wychowywania dzieci, która w obecnych czasach ulega rozmazaniu przez nowe technologie, zabawki i wiele innych czynników. Czego potrzeba współczesnym dzieciom? Czy takie kołysanki czy słuchowisko są swego rodzaju odtrutką na inne formy rozrywki z XXI wieku?

Nie ma powodu, żebym wypowiadał się tutaj z pozycji autorytetu. Mogę tylko powiedzieć, że mnie jako ojcu takie formy umilania czasu dziecku bardzo odpowiadają. Jest też spora grupa rodziców, którzy bardzo świadomie wybierają przedsięwzięcia kulturalne i rozrywkowe, których doświadczają ich dzieci. I należy się cieszyć, że grono tych osób się powiększa. Faktycznie działania Starego Radyjka na tle współczesnych rozrywek mogą wydawać się nieco staroświeckie. Ale też nie demonizowałbym XXI wieku. Jest już pomysł na kolejną płytę, bardzo eksperymentalną. Niewykluczone, że Stare Radyjko niedługo sięgnie po najnowsze technologie – w końcu nie czynimy żadnych założeń.

Stare Radyjko zagra w najbliższa niedzielę, 28 czerwca w księgarni Firmin w Teatrze Wybrzeże. Więcej w zakładce KONCERTY.