Sounds Like The End Of The World z nazwy brzmią jak rozedrgana emocjonalnie post-rockowa kapela. Tak na całe szczęście nie jest, ale jednocześnie ciężko dokładnie namierzyć w jakimi kierunku ten zespół zmierza. Wstęp brzmi trochę smoothjazzowo, ale za chwilę grupa zbacza w rejony Tortoise, dobrze budując zwartą narrację, później niestety niepotrzebnie dopełnioną prog-rockową partią gitary. „Wandering Danzing” to już bliższa post-rockowi kompozycja, niepotrzebnie jednak zahaczająca o klimaty Pink Floyd z nudnym, trochę sennym pianinem. To jest w zasadzie największy minut tej formacji – „It All Starts Here” miota się między różnymi pomysłami, estetykami czy inspiracjami w formie wyraźnie słyszalnych idoli, ale przez to jest to płyta tak rozdrobniona, że do końca nie wiadomo jaka jest, co w tym przypadku należy odczytać wyłącznie jako minus. Poszczególne fragmenty utworów mają spory potencjał, ale fakt zestawienia ich z instrumentami czy diametralnie innymi stylistykami sprawia, że czasem brzmi to komicznie, jeśli nie nawet kiczowato. Wypadałoby trochę ograniczyć liczbę środków, a może wręcz postawić na minimalizm, co przyniosłoby Sounds Like The End Of The World sporo pożytku.
[Jakub Knera]