Dariusz Mazurowski tworzy muzykę już dobre kilkanaście lat – urodził się w Gdańsku skąd wyemigrował w latach 90. a od ponad 10 lat ponownie działa w rodzinnym mieście. Mazurowski obficie czerpie z muzyki syntezatorowej doby lat 80. ale w przypadku wydawnictwa „Back in time 2012-1992” robi to akurat bardzo oszczędnie. To album nietypowy, psychodeliczny, ale szalenie ciekawy. Bogactwo detali, które tu się znajdują, pozwala odkrywać te nagrania wraz z kolejnymi przesłuchaniami, aby wydobyć jak najwięcej brzmień, muzycznych interwencji, nagrań terenowych czy sampli. Nie jest to niestety album do słuchania przez głośniczki komputera, bo wtedy cały materiał nie wybrzmi w całości. „Back in time 2012-1992” to osobliwa mieszanka elektroakustycznych brzmień bliskich temu co wydają takie labele jak PAN czy Bocian Records, ale też sampli, fragmentów intrygująco brzmiących partii syntezatorów czy nagrań terenowych, poddanych umiejętnej obróbce i zniekształceniom. To płyta bardzo wyciszona, wymagające skupienia, trochę przypominająca nietypowe słuchowisko, dźwiękowe pudełko z masą niespodzianek, szmerów, mikroutworów, zgrzytów. Czasem powstałych w zaskakująco ciekawy sposób jak „Quartet for 4 Turntables”, który kieruje bezpośrednio do czołowych twórców winylowej plądrofonii chociażby spod znaku Philipa Jecka. Tytuł „Back in time 2012-1992” sugeruje że to zbiór utworów z różnych okresów twórczości muzyka. Jeśli faktycznie tak jest, to całość brzmi zaskakująco spójnie, ma zwięzłą narrację i przemyślany kształt. A jeśli nie to jeszcze lepiej, bo ukazuje niewątpliwy zmysł kompozycyjny Mazurowskiego i wysuwa to wydawnictwo (poza koszmarną okładką) do peletonu najciekawszych tegorocznych albumów.
[Jakub Knera]