Czy jest sens robić festiwal zogniskowany wokół sceny muzycznej jednej metropolii? Sea You Music Showcase pokazuje, że tak i ma ogromny potencjał, żeby tę ideę rozwijać.
Organizowanie festiwalu poświęconego zespołom z jednej tylko metropolii, wydaje się pomysłem tak samo szalonym jak zakładanie strony poświęconej muzyce wyłącznie z Trójmiasta. A jednak, druga edycja Sea You Music Showcase przekonuje mnie, że to posunięcie tak samo ryzykowne, jak i wartościowe. Zwłaszcza w dzisiejszym zglobalizowanym świecie, gdzie najczęściej przyjmujemy z miejsca to, co światowe i znane, a rzadko kiedy oglądamy się za tym, co dzieje się niedaleko nas. Druga edycja tego festiwalu w teatrze Szekspirowskim obfitowała w 30 koncertów, warsztaty i panele dyskusyjne, pokazując jak zróżnicowana jest scena Gdańska, Sopotu, Gdyni i okolic i że warto się jej przyglądać w soczewce.
W doskonalej formie jest scena około jazzowa młodych absolwentów i absolwentek gdańskiej Akademii Muzycznej. Z jednej strony frapująco łączą jazz z elektroniką jak w przypadku Immortal Onion i Michała Jana Ciesielskiego – ich koncert był jednym z najlepszych momentów Sea You; żywy, swobodny, pełen energii pokazujący zespół, który koncertowo jest w polskiej ekstraklasie łącząc gęste elektroniczne motywy mooga czy sampli perkusyjnych z akustycznym brzmieniem pianina czy metalowym ciężarem saksofonu. Inny biegun to jazzująco-funkowe Klawo, które błyszczy pomysłami na aranżacje i ich zespołowe, orkiestralne niemal wykonanie na klawisze, flet, trąbkę, syntezatory i gitarę – wieczorem podczas drugiego dnia festiwalu eksplodowali na Scenie Magazyn, zarażając swoją niefrasobliwą energią publiczność. Jeszcze inny kierunek to Hér, nowy projekt muzyków zogniskowany wokół Alpaka Records, który eksploruje wątki folkowe i rytualne, łącząc doświadczenia ze sceny jazzowej i rockowej. Ich występ był niezwykłym, mrocznym misterium, opartym o transowe formy, zawodzące wokale Macieja Świniarskiego i świetne połączenie saksofonu i skrzypiec.
Najbardziej intensywne koncerty zagrała Gosha Savage, która w kluczowym momencie pierwszego dnia zaprezentowała set naszpikowany muzyką noise, postklubową elektroniką, tworząc buzujący, rave’owy rytuał muzyczny o nieoczywistych barwach i strukturach. Intensywnie było też na koncercie Sea Saw, którzy na żywo brzmią o wiele bardziej przekonująco niż na płycie. A może po prostu ich post-punkowy żywioł, surowe brzmienie i hałaśliwe piosenki zyskują na scenie bardziej wyraziste i bezkompromisowe oblicze?
Podczas dwóch wieczorów zaprezentowali się wyróżnieni w tegorocznych Paszportach Polityki muzycy z gdyńskiej sceny hip-hopowej. 1988 (tegoroczny laureat ww. nagrody) zagrał pulsujący, skrupulatnie dramaturgicznie zaplanowany set, zahaczający o hip-hop, trip hop czy odmiany muzyki basowej. Z kolei Szczyl (nominowany do ww. nagrody) wykonał materiał z płyty „8171” ze składem koncertowy złożonym z muzyków ze… sceny jazzowej. Intensywny, wciągający i bujny koncert, pełen werwy, świetnych instrumentalistów, który zgromadził najwięcej ludzi na festiwalu.
Sea You pokazuje jak zróżnicowana jest scena trójmiejską – to konstelacja gatunkowa, która stwarza szerokie pole możliwości budowania programu. Jej zakres jest rozpięty między rockową psychodelią (obok Sea Saw – Ampacity, ale też Lonker See czy Trupa Trupa przed rokiem), młodą sceną jazzową (jazzowo-rockowe Nene Heroine, na które się nie dostałem, bo tłok na scenie Magazyn sięgał kilkudziesięciu metrów korytarza), sceną elektroniczną (także Byty, Jazxing, Wh0Wh0) czy rapową (wyżej wymienieni, ale i świetny Asthma czy Próżnia rok temu). Przyznaję, mam obawy na ile edycji artystek i artystów starczy, ale z drugiej strony zespoły mogą na festiwal wracać, można je zaprosić do specjalnych projektów, można inicjować nowe współprace. Nieoczywista lokalność jest tu punktem wyjścia do kreatywności.
Cieszy zainteresowanie panelami dyskusyjnymi – niemal setka osób o godzinie 16 w czwartek to wyczyn w Trójmieście i poza nim. Na kolejnych dyskusje trwały bardzo długo. Tym bardziej, że na widowni były nie tylko osoby z Trójmiasta.
W Polsce po pandemii wraca moda na showcase’y. Po poznańskim Spring Break i warszawskim Co Jest Grane sprzed 2020 roku nie ma śladu; jest za to The Great September i NEXT FEST Music Showcase & Conference, które za tydzień startuje w Poznaniu. Jestem jednak wobec tych imprez sceptyczny – teoretycznie ich ideą jest prezentacja kwitnącej sceny, praktycznie często frekwencję mają zapewnić polskie gwiazdy.
Może więc skoro Trójmiasto od zawsze kroczyło inną ścieżką, „gwiazdy” warto pominąć w ogóle? Pierwszego dnia prowadziłem panel, na którym wypowiadał się Jan Walter, organizujący festiwal Spokój na Kaszubach – tam często grają zespoły, o których później jest głośno. Wierzę, że Sea You całkowicie może przyciągać bardzo dobrymi nazwami lokalnej sceny, które w zestawie kilkudziesięciu artystów/artystek będą wystarczającym powodem, żeby przyjść na to wydarzenie.
Nie odczuwam potrzeby „uzupełniania” programu (bo jego trzon stanowią oryginalne nie-mainstreamowe projekty i zespoły) nazwiskami rozpoznawalnymi, które poza tym faktycznych tłumów nie przyciągnęły (a na pewno nie było ich więcej niż na Szczylu czy Artificialice). W kuluarach częściej mówiło się o tym, jak świetne koncerty zagrali Her czy Artificialice niż Me And That Man czy L.U.C., których koncerty były uosobieniem wytartej już konwencji koncertowego show (z czego, z drugiej strony, świetnie zażartował sobie zespół Scrüda).
Prędzej na dużej scenie widziałbym Hanię Rani, która z resztą z trójmiejskimi muzykami współpracuje i kończyła gdańską akademię (a która jest też dobrym przykładem na to, jak samodzielnie przebić się ze swoją muzyką). Pianistkę stylistycznie przypomniała całkiem ciekawa Yana, która zagrała liryczny koncert na pianino i syntezator w towarzystwie kwartetu smyczkowego. Nienajlepsza wrażenie zrobiła za to Noviką w roli prowadzącej, której i zdarzyło się przyznać, że zapowiadanego artysty nie zna. Mamy w Trójmieście chociażby ekipę Soundrive, która monitoruje trójmiejską scenę, jest też ekipa Newonce, która nasz lokalny rap śledzi na bieżąco.
Ważna kwestia: czy showcase może coś zmienić w zyciu i funkcjonowaniu zespołów? I nie, nie mówię o tym, że nagle muzyka będzie głównym źródłem utrzymania, to raczej mrzonka. Tak jak podczas panelu muzycznego „Kariera na zachodzie” mówiła Ania Marzec i Nergal: konieczna jest przede wszystkim wieloletnia praca samego zespołu, a nie wiara, że manager czy wytwórnia niczym magik otworzą wszystkie drzwi kariery. Sea You może pomóc to zrozumieć, co już będzie krokiem do przodu. Ale pracować trzeba na własną rękę. To okazja do integracji, pokazania siły sceny, kontaktów – owszem – ale przede wszystkim nauki i wymiany energii. Mówi się, że w „trójmieście kariery się nie robi” i tu wszystko dzieje się na opak. Coś w tym jest i może dlatego udaje się nielicznym na dużą dość skalę, jak w przypadku Trupa Trupa, Szczyla, Hani Rani czy Behemoth?
To co najbardziej wartościowe, dzieje się tu oddolnie. Tak i powstał ten showcase – z inicjatywy Arkadiusza Hronowskiego (Spatif, B90, Drizzly Grizzly) i Arkadiusza Stolarskiego (Agencja Live, Męskie Granie), którzy przez wiele lat zjedli zęby na organizowaniu imprez. i ten dorobek pokazuje, że już po drugiej edycji Sea You zapowiada się bardziej wizjonersko niż zainicjowana ponad dekadę temu Metropolia jest Okey, która rozmieniła się na drobne.
Przestrzeń Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego sprawiła, że pojawiło się mnóstwo okazji do spontanicznej wymiany zdań, poznawania się, dowiadywanie się kto kogo wcześniej znał, na czyje imprezy chodził, kto kogoś długo chciał poznać, kto ma podobne problemy i rozkminy, jak żyć. Nie zabrakło ciekawych wątków, które pojawiały się czasem na koniec spotkań panelowych – jak dyskusje o zdrowiu psychicznym, kiedy osoby z publiczności pytają nie tylko o frajdę z organizacji imprez, ale i ich minusy; pytania o wypaleniu, które dyskusję kierują w ostatniej minucie na inny tor, za dzielenie się historiami o dyskryminowaniu managerek sceny. Cieszy, że część panelowa była nagrywana i rozmowy będzie można obejrzeć online.
Jak podsumować ten festiwal? Zrobił to perkusista Wojtek Warmijak podczas koncertu Immortal Onion, który w pewnym momencie, pośród gry na talerzach i obłędnego solo na perkusji zaserwował sample wuwuzeli i cytat z papieża „jeszcze jak!”. Lepszej puenty na pytanie „czy można robić tylko trójmiejski showcase?” organizatorzy nie mogli sobie wymarzyć.