Kuunatic grają muzykę, której punktem wyjścia jest plemienne i gitarowe brzmienie. W tle transowych i ciężkich utworów słychać powidoki tradycyjnych japońskich melodii, a wszystko ubrały w baśniowy koncept, rodem z mangi.
Punktem wyjścia do tego albumu jest wyimaginowana kraina, swego rodzaju utopia wokół której dziewczyny tworzą muzykę pulsującą. Jest w niej ciężar, ale też trochę mroku. To nie pogodne lekkie piosenki, chociaż zdarzają się wyjątki jak singlowe, bardzo przestrzenne „Titian”. I chociaż grupa operuje w idiomie rockowym, zabarwionym elektroniką, odwołuje się do echa muzyki tradycyjnej, co słychać w otwarciu albumu, sakralnych formach w „Desert Empress Pt. 2” czy w językowych połamańcach o awangardowym zacięciu w „Full Moon Spree”. Nie bez znaczenia jest fakt, że produkcją albumu zajął się pod Tim DeWit z Gang Gang Dance, którzy na nowojorskiej scenie od dawna eksperymentują jak elektroniczne struktury łączyć z transowymi formami o zabarwieniu etnicznym.