Można Wczasy potraktować jako deskę ratunku, a ich piosenki jako narzędzie do oswojenia śmiechem depresyjnej rzeczywistości.
Pierwszego maja 2018 roku poszedłem na koncert do Kolonii Artystów. W tej klubo-kawiarnio-galerii położonej w Gdańsku-Wrzeszczu zazwyczaj grają zespoły eksperymentalne, które wpadają tu po drodze z i do Berlina. Tym razem na dywanie w różowym świetle zobaczyłem klawisze i gitarę. A dwójka muzyków wyglądała, jakby właśnie wróciła z grilla nad jeziorem: biały podkoszulek, dresy, koszulka z krótkim rękawkiem sportowej marki Kappa, czapka z daszkiem. Tak niepasującego do tego miejsca zespołu nie widziałem tu jeszcze nigdy.
Już pierwsze wersy piosenki „Smutne disco” były jak powrót do przeszłości – do miłosnych porażek, które przeżył chyba każdy: „Przyszedłem z nadzieją na coś więcej, a teraz tylko cierpię / I mam złamane serce, zostałem sam na parkiecie”. Synthpopowe piosenki z postpunkowym pulsem nadały koncertowi żywiołowy charakter. Towarzyszyły im teksty o imprezach do białego rana, lęku przed dorosłością i robotą, która nie daje spełnienia. Czy w Święto Pracy można było trafić lepiej?
Więcej: Dwutygodnik