Supersonic Festival 2024, który obchodził swoje 21. urodziny, udowadnia, że tradycja i eksperyment nie wykluczają się wzajemnie. Przypomina nam, dlaczego niezależne wydarzenia są tak cenne w skomercjalizowanym świecie.
Wysoki, prawie dwumetrowy mężczyzna zaczyna grać na flecie. Zwiewna, zapętlona melodia unosi się w przestrzeni O2 Institute nad wciągniętą w koncert publicznością. W pewnym momencie do melodii dołącza linia kontrabasu i klarnetu, a w końcu perkusja. Prosta, minimalistyczna piosenka, płynąca przez przestrzeń, rośnie, stając się coraz bardziej monumentalna. Tradycyjna, lekka „Within a Mile in Dublin” staje się niezwykle przytłaczającą i pochłaniającą ścianą dźwięku, powtarzającym się strumieniem świadomości. „Muzyka tradycyjna jest jak podróż w czasie” powie później muzyk, „Nikt nie posiada tych piosenek na własność”.
To John Francis Flynn, Irlandczyk grający w jednym z kulminacyjnych momentów Supersonic. Spod sceny wygląda jak olbrzym z bajki, a w jego rękach gitara jest wielkości paletki do ping-ponga. Flynn gra tradycyjną muzykę, ale na swój sposób, dlatego inny z jego utworów, jeden z moich ulubionych z 2024 roku, „Mole in the Ground”, brzmi w jego wykonaniu jak antyestablishmentowy, gryzący protest song. Gra tradycję na swój sposób.
John Francis Flynn Brìghde Chaimbeul
„Muzyka tradycyjna jest dość eksperymentalna, nawet w swojej najczystszej i najprostszej formie”, powie mi wcześniej przy kuflu piwa w pubie The Old Crown, założonym w 1368 roku. Flynn wymienia artystów takich jak Luke Kelly, The Dubliners czy The Clancy Brothers jednym tchem i wspomina, że przez wiele lat unikał tradycyjnego śpiewu. „Przeszedłem długą drogę od słuchania tradycyjnej muzyki i grania w tradycyjnych zespołach do myślenia o tym, co mogę z nią zrobić. Myślę, że zachowuję równowagę między byciem muzykiem tradycyjnym i współczesnym – droga do eksperymentowania z tradycją nie była łatwa”.
Takich atrakcji na Supersonic jest sporo. Jednym z nich jest koncert Smote – transowy, niemal metalowy set, który hipnotyzuje chwytliwymi gitarami, jednostajnym rytmem, przeplatanym grą na flecie wgryzającą się w ciężkie kompozycje czy rozwlekłe wokalizy. Albo ØXN, którzy grają raz lirycznie, raz rozwlekle i transowo – to w sumie piosenki, ale mają w sobie mrok, własny odcień, który idealnie pasuje do festiwalu w Birmingham. Podobnie Tristwch Y Fenwood, który gra w przestrzeni XOYO mrocznie transowe post-punkowe, lekko industrialne piosenki wprowadzają w rodzaj sabatu, rytuału, w którym teksty śpiewane po walijsku dodają uroku, nowego wymiaru, tajemnicy.
Występ Melt Banana to jeden z najbardziej decydujących momentów festiwalu, który powala mnie na ziemię. Trudno uwierzyć, że kiedyś grali jako kwartet, a to raptem duet. Ichiro Agatagra gra agresywne partie gitarowe, a Yasuko Onuki wyje spazmatycznie do mikrofonu, włączając od czasu do czasu intensywne podkłady oparte na beatach. Niezwykłe doświadczenie, trzymające w napięciu do samego końca. Jest koniec sierpnia, a ja od teraz, oglądając koncerty po powrocie z Birmingham, będę się zastanawiał, czy coś zrobiło na mnie większe lub mniejsze wrażenie niż japoński duet, który powala intensywnością, energią i nieokiełznaniem.
Melt Banana Mohammad Syfkhan
W tegorocznym programie dominuje ciężar, ale są wyjątki. Jak fantastyczny koncert żałobnych, przejmujących i wzruszających piosenek Bonnie’go „Prince” Billy, który nie stroniła też od żartów ze swoim zespołem. Jak zmysłowy, taneczny set MC Yallah & Debmaster, którzy rok temu nie mogli się tu pojawić z powodu problemów z wizą, a teraz pokazują swój świetny flow, który wciąga publiczność bez końca. Festiwal to także popisy solowe: Brìghde Chaimbeul szaleńczo gra na małych szkockich dudach, wyciągając ciemne barwy, ale serwując je z niezwykłą lekkością i dostojnością. Gazelle Twin tworzy muzyczny performance, atakując wokalną furią w iście lynchowskim nastroju, siedząc w fotelu oświetlonym punktową lampą, jakbyśmy znajdowali się w jakiejś tajemniczej, wyimaginowanej i wyrwanej z kontekstu scenerii.
Mohammad Syfkhan, urodzony w Irlandii kurdyjsko-syryjski piosenkarz i autor tekstów, który zamyka ostatni dzień festiwalu, gra bezpretensjonalnie, ale swoim folkowym zacięciem różni się od reszty programu. Transowe, intensywne bity doskonale łączą się z wirtuozerską grą na bouzouki – tej muzyce daleko od ciężaru. Jednocześnie świetnie uzupełnia program Supersonic, przenosząc słuchacza w inny wymiar.
Gazelle Twin Smote
Jest też ciężko i gęsto. Widzę Agriculture po raz drugi w tym roku i ich spojrzenie na metal – liryczne i ekstatyczne w tym samym momencie – ponownie robi na mnie wrażenie. Majestatyczne ściany dźwięku przerywane wokalem Leah B. Levinson do dziś pozostają w mojej pamięci. Podobnie The Body & Dis Fig, do których stopniowo przeciskam się przez tłum przez cały koncert. Takiej muzyki trzeba słuchać z bliska; jest intensywna i gęsta. Ciężkie metaliczne bity i gęste elektroniczne fale duetu z Providence przeplają się z głośnym wokalem Felicii Chen.
Senyawa grają intensywnie, są mistrzami w budowaniu napięcia. Rully Shabara ze swoimi rozbudowanymi technikami wokalnymi i Wukir Suryadi, eksplorujący możliwości tradycyjnych instrumentów, zbudowali muzyczny rytuał w ogromnej hali O2 Institute Hall – z jednej strony podkreślając rytmiczność swoich utworów, z drugiej uwypuklając brzmienie bambuvakiru, instrumentu domowej roboty. Brzmi to folkowo, rytualnie i niemal metalowo jednocześnie.
Wyjątkowy koncert gra One Leg One Eye, czyli Ian Lynch z zespołu Lankum, którzy rok temu wystąpili na Supersonic. Dronowe fale intensywnie zawładnęły przestrzenią XOYO, tworząc mroczny nastrój poprzez zwielokrotnione warstwy elektroniki i wokalu. Lynch balansuje między lekkością folku a ciężkością metalu, co słychać w Lankum, ale także gdy gra sam. „Przez długi czas nie byłem pewien, jak połączyć wszystkie moje wpływy i inspiracje. Wywodzę się ze świata metalu i ostrego noise’u,, która współgra z muzyką tradycyjną” – mówi mi kilka godzin wcześniej w barze na świeżym powietrzu obok XOXO. „Kiedy gram, znajduję w muzyce drony, które są również obecne w muzyce tradycyjnej. Podkreślam je i wysuwam na pierwszy plan to, co tworzą dudy, co sprawia, że brzmi to ciężej”.
MC Yallah & Debmaster The None
Supersonic w 2024 roku obchodził swoje 21. urodziny. To długa historia, w której biorę udział raptem od dwóch lat. Impreza o ugruntowanej pozycji, z rzeszą wiernych fanów, prezentująca eksperymentalne, ciężkie, innowacyjne rzeczy, w tym roku mocno nastawiona na scenę Wysp Brytyjskich, którą traktuję trochę jako „showcase” – bo drugi rok z rzędu przyjeżdżam tu i poznaję najciekawsze zjawiska sezonu, które często dopiero rok później trafiają do Europy kontynentalnej. Nie oznacza to jednak, że festiwal z takim dorobkiem nie ma przeszkód. Chciałbym zobaczyć na żywo, jak kiedyś wyglądało Digbeth, gdzie odbywa się festiwal, a gdzie od kilku lat gentryfikacja idzie pełną parą. Jestem w stanie to zrozumieć, bo takich miejsc na świecie jest wiele, choćby Stocznia Gdańska w moim rodzinnym Gdańsku. Festiwal trwa pomimo przeciwności losu – w tym roku byli zmuszeni zamienić jedno z miejsc, 7SVN, na O2 Institute, znacznie większą, potężniejszą przestrzeń, z Soulfly grającym w innym miejscu jednego z wieczorów. Teatralny, ponad stuletni O2 Institute, który służył jako misja Carrs Lane Congregational Church na początku wieku, robi ogromne wrażenie podczas koncertów Smote, Senyawa czy Bonnie „Prince” Billy – jego monumentalna wielkość i teatralność wzmacniają ich odbiór.
Czuję siłę w tym, co robi Supersonic – ma publiczność, artystów, którzy cieszą się festiwalem. To mój drugi raz tutaj i czuję się jak w domu. Ta przyjazna i swobodna atmosfera udziela się od razu. Siedzi w mojej głowie od września, dlatego nawet pół roku później to wspomnienie nie znika, gdy piszę ten tekst. Czy po takim czasie nadal warto relacjonować festiwal? W przestrzeni Birmingham – którą codziennie pokonuję z mojego hostelu na końcu miasta – jawi się on jako przyczółek alternatywy, niezależności, która trwać będzie w nieskończoność. Ale świeci też szerzej. W niespokojnych czasach wszechogarniającego turbokapitalizmu, kasowych reaktywacji, wielkich tournée i setek wpompowanych dolarów, to ogromna wartość.
ØXN Senyawa