– A KuKu Sztuka powstało z wewnętrznych potrzeb kilkudziesięciu osób, które zapragnęły urealnienia swoich marzeń i planów. Kierowała nami przede wszystkim chęć robienia wartościowych rzeczy i realizowania swoich pomysłów i marzeń. To było również doskonalenie swoich umiejętności, pracowania często nawet za darmo, ale ze świadomością robienia czegoś ważnego, zdobywania kontaktów, uczenia się od innych, ale też nie traktowania wszystkiego w stu procentach na serio. Wspólna praca i zdobywanie doświadczenia były dla nas tak samo ważne, jak bycie razem i wspólne wymyślanie projektów – opowiada Emilia Orzechowska*, kuratorka i animatorka, autorka projektu Parkowanie, który w tym roku obchodzi swoje dziesięciolecie.

Fotografia: Renata Dąbrowska

JAKUB KNERA: Co sprawiło, że zaczęłaś zajmować się organizowaniem wydarzeń kulturalnych? Co najbardziej cię w tym interesuje?

EMILIA ORZECHOWSKA: Od zawsze najbardziej pociągające są dla mnie spotkania z artystami, których zapraszam do współpracy. Nie da się robić działań artystycznych bez współudziału innych osób – to zazwyczaj bardzo interesujący i kreatywni ludzie, a możliwość wspólnego działania daje mi największą satysfakcję i jest motorem napędzającym. Druga rzecz, która w tym zawodzie jest bardzo interesująca to niewiadoma – od idei do efektu końcowego jest nieraz bardzo długa i wyboista droga. To, że ma się jakiś pomysł, niekoniecznie jest łatwe do wysterowania i wyreżyserowania. Jest to jakiś rodzaj hazardu i w konsekwencji ryzyka, które trzeba podjąć.

Pamiętasz, kiedy to się zaczęło?

Nawet ostatnio się nad tym zastanawiałam i o zgrozo, wyszło mi, że od 18 lat pracuję w kulturze. To połowa mojego życia, ale z drugiej strony pielęgnuję w sobie te wspomnienia i mam przekonanie, że było to naturalne środowisko, w którym dojrzewałam – wśród artystów, wśród ludzi, którzy działali na polu kultury, dbając też o moje w niej uczestnictwo. Myślę, że osobą, której bardzo dużo zawdzięczam, jest moja siostra Patrycja – artystka i graficzka, absolwentka gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jednocześnie, studiując filmoznawstwo w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim, równolegle zaczynałam swoją pracę na polu filmowym, pracując w Dyskusyjnym Klubie Filmowym „Żyrafa” w Gdyni, a później w Klubie Ucho. Półzawodowo i półwolonatryjnie, miałam poczucie robienia czegoś ważnego, nie tylko dla siebie, ale też dla publiczności, która uczestniczyła w tych wydarzeniach.

Czy łatwo jest realizować swoje pomysły w sektorze kultury?

Odkąd pamiętam, miałam niesamowite szczęście do ludzi, którzy mi to umożliwiali. Scenariusz był zawsze podobny. Przychodziłam z jakimś pomysłem, a ktoś dawał mi przestrzeń, minimalne środki i kredyt zaufania mówiąc „Rób to! Wydajesz się osobą odpowiedzialną, która temu sprosta”. Przez cały okres studiów miałam możliwość realizowania pomniejszych wydarzeń i inicjatyw, które po czasie przestawały mieścić się w strukturach i założeniach instytucji, organizacji czy miejsc, w których je realizowałam. Zaczęło robić się ciasno… Można powiedzieć, że w jakimś sensie z tej „ciasnoty” powstało Stowarzyszenia A KuKu Sztuka, które w tym roku obchodzi dziesięciolecie swojego istnienia.

Plener Filmowy 32. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Film od Morza - Lemoniada, 2007
Plener Filmowy 32. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Film od Morza – Lemoniada, 2007

Powstaliście, kiedy oferta kulturalna Trójmiasta wyglądała inaczej niż obecnie. Teraz byłoby łatwiej czy trudniej?

Wydaje mi się, że teraźniejszość, a przeszłość sprzed 10 lat, to dwa inne światy. Wtedy kierowała nami przede wszystkim chęć robienia wartościowych rzeczy i realizowania swoich pomysłów i marzeń. To było również doskonalenie swoich umiejętności, pracowania często nawet za darmo, ale ze świadomością robienia czegoś ważnego, zdobywania kontaktów, uczenia się od innych, ale też nie traktowania wszystkiego w stu procentach na serio. Wspólna praca i zdobywanie doświadczenia były dla nas tak samo ważne, jak bycie razem i wspólne wymyślanie projektów. Wyczuwam, że teraz młodzi ludzie bardziej świadomie projektują swoją ścieżkę kariery, kontrolują ją i w bardziej wyrachowany sposób sytuują się w świecie kulturalnym… i świecie w ogóle.

Żeby założyć stowarzyszenie, potrzeba piętnastu osób, ale wokół A KuKu było o was wiele więcej.

A KuKu Sztuka powstało z wewnętrznych potrzeb kilkudziesięciu osób, które zapragnęły urealnienia swoich marzeń i planów. I faktycznie wydarzyło się coś takiego, że także moje doświadczenia wymknęły się poza działalność instytucji czy miejsc, z którymi wtedy współpracowałam. Klub Ucho w tym czasie był już bardzo silnym ośrodkiem opiniotwórczym, ale jednak sprofilowanym na prezentację muzyki. DKF Żyrafa miał problemy lokalowe, będąc nawet przez chwilę bezdomnym – wędrując od Teatru Miejskiego w Gdyni, przez wspomniane Ucho, by skończyć w Stoczni Nauta. A ja miałam wtedy mnóstwo pomysłów i planów oraz wewnętrzną potrzebę ich zrealizowania, dlatego zaczęłam głośno mówić wśród przyjaciół i znajomych o konieczności założenia NGO’sa.

Czy startując z A KuKu Sztuka mieliście poczucie, że wprowadzacie nową jakość działań kulturalnych w Trójmieście?

Być może tak było, ale wtedy wynikało to z chęci rozwijania pomysłów i nieustającego szukania nowych rozwiązań i propozycji. To była przede wszystkim wewnętrzna potrzeba, a nie chęć zaistnienia i stworzenie nowatorskich i pionierskich metod. Jeśli coś takiego nam wyszło, to przede wszystkim dlatego, że nie byliśmy instytucją publiczną. Ograniczała nas tylko wyobraźnia, a później także finanse…

Po dziesięciu latach ten mechanizm wygląda już trochę inaczej, trzeci sektor sprofesjonalizował się  i w jakimś sensie stał się instytucją. Mam wątpliwości, czy ten kierunek jest właściwy – kierunek, w którym oddolność i kolektywność działania, zostały uzależnione od czynników ekonomicznych i nastrojów politycznych. Zmieniło się także nastawienie artystów. Wcześniej wystarczyło opowiedzieć o tym, co, kiedy i na jakich warunkach chciałoby się zrobić i bardzo często można było liczyć na natychmiastową i pozytywną informację zwrotną. Teraz takie rozmowy przebiegają inaczej. Zmieniły się priorytety i oczekiwania. Czynnik ekonomiczny jest ważny, choć nie mówię, że jest najważniejszy, ale zazwyczaj pojawia się gdzieś w inicjalnych rozmowach i dobrze, że tak jest! Uważam, to akurat za pozytywną zmianę, przejaw samokontroli i asertywności artystów, gdy „potrafią” zapytać o honorarium i budżet produkcji pracy. Myślę, że to wynika z tego o czym wspomniałam wcześniej – to rzeczywistość weryfikuje taką postawę. Powoduje, że trzeba też zawalczyć o siebie.

Kiedy startowaliście, organizacji pozarządowych nie było aż tak dużo jak obecnie. Może dzięki temu było też łatwiej?

Pamiętam, że startując w konkursach grantowych z ośmioma wnioskami, dostawaliśmy dofinansowanie na połowę z nich. To nas nakręcało do dalszej pracy, do wymyślania i kreowania nowych jakości, bo mieliśmy sprzyjające warunki, by móc realizować cykliczne projekty i tworzyć nowe. Teraz jednak jest większa konkurencja – chociaż wydaje mi się, że to nie jest dobre określenie w kontekście kultury. Myślę, że ważniejsze jest to, że każdy z nas znajduje dla siebie jakąś niszę, którą chce w sposób rzetelny się zajmować. Uważam, że nie powinniśmy myśleć o konkursach grantowych w kategorii: ja nie dostałem dofinansowania, bo ktoś inny dostał. Cały czas, może naiwnie, wierzę w to, że potrzeb jest coraz więcej, bo przybywa coraz więcej organizacji pozarządowych, a wraz z nimi fajnych pomysłów i projektów, które warte są dofinansowania.

Ale nie dla każdego starcza.

Ale to akurat jest samospełniająca się i co roku „odnawialna” przepowiednia, bo środków jest zawsze za mało. Rozczarowująca jest raczej niejasna deklaracji ze strony władz Gdańska, dotycząca wizji strategii kulturalnej w mieście, a tym samym rozwoju jej publiczności i pracy nad poszerzeniem jej wiedzy i świadomości oraz współuczestnictwa w świecie artystycznym. Z drugiej strony jestem świadoma „dobrej zmiany” w kraju, która „nomen omen”, może spowodować, że znów takie oddolne działania i inicjatywy, kolektywność i samoorganizacja mogą stać się wyznacznikiem „nowej rzeczywistości” i powrócimy do chęci wspólnego, mimo wszystko, tworzenia…

Le Sni - multimedialny spektakl teatru tańc, Festiwal Transvizualia, Sanatorium Leśnik, Sopot 2010
Le Sni – multimedialny spektakl teatru tańca, Festiwal Transvizualia, Sanatorium Leśnik, Sopot 2010

Celem A KuKu Sztuka było zintensyfikowanie życia kulturalnego miasta? Poczuliście, że była jakaś luka, albo czegoś wam brakuje w trójmiejskiej  kulturze, którą warto było wypełnić?

Nasze działania wynikały ze wspólnych rozmów i pomysłów, robienia wydarzeń, w których sami chcielibyśmy uczestniczyć. Moim zdaniem to klucz do myślenia o kulturze i kreowania jej. Takie egoistyczne podejście nie musi być złym wyborem. Robisz coś dla innych, ale z drugiej strony robisz to także dla siebie, bo to jest twoja praca, czas, energia i poszukiwania. Jeśli chcesz się zajmować kulturą, musisz być także jej odbiorcą – sejsmografem, który jest w stanie wybadać jakieś mikro drgania, zawirowania, luki i szczeliny, które można wypełnić pomysłem.

Ale pomysły mają swój termin ważności – kiedy pewne formaty działań się wyczerpują? Wspominam pierwsze edycje Filmu od Morza, jednej z pierwszych imprez A KuKu Sztuka, które odbywały się w ramach Festiwalu Filmowego w Gdyni. Teraz pokazywanie filmów niemych z muzyką graną na żywo jest już czymś przebrzmiałym.

Film od morza był pierwszym wydarzeniem, które zrealizowaliśmy jako A KuKu Sztuka. Pan Leszek Kopeć, dyrektor Festiwalu Filmowego w Gdyni zaprosił nas do współpracy, w momencie, w którym jeszcze formalnie nie byliśmy nawet stowarzyszeniem, żebyśmy zrobili plener filmowy na plaży w Gdyni jako imprezę towarzyszącą przy Festiwalu. I to zdarzenie, jest chyba doskonałym potwierdzeniem, tego co mówiłam wcześniej, że zawsze miałam szczęście do ludzi i spotkań z osobami, które chciały dać mi szansę na rozwój i spełnienie. Film od Morza realizowaliśmy od 2006 roku przez kolejne sześć lat, a w międzyczasie mogliśmy otworzyć biuro w miejscu gdzie wcześniej było właśnie biuro festiwalu. Wszystkie energir na ziemi i niebie nam sprzyjały. To wspaniałe, że mieliśmy taką możliwość.

A czy pewne formuły się wyczerpują? Pewnie masz rację, niektóre z nich przez swoją popularność, po czasie wyeksploatowują się. Patrząc na przykład na trójmiejskie wydarzenia kulturalne w przeciągu ostatnich 5 lat, jestem w stanie wskazać bardzo konkretne schematy działań i pewne mechanizmy, które powodują, że publiczność reaguje na nie pozytywnie.

Zauważam to także, realizując dziesiątą edycję Parkowania. Co roku wydarzeniu towarzyszy nowy temat, zapraszamy artystów, powstają nowe prace i wymyślamy za każdym razem program działań edukacyjnych dostosowany do wiodącego tematu edycji. Ale dzieje się to w ramach konkretnej struktury, której ja sama stałam się w jakimś sensie niewolnikiem – jej cykliczności i tymczasowości (Parkowanie trwa dwa dni – przyp. red.), a co za tym idzie konkretnych oczekiwań publiczności. Z drugiej strony lubię wyzwania – w momencie w którym realizuję co roku tę samą imprezę, bazującą na podobnych modułach i strukturach, podejmuję świadomą decyzję, że jeśli chcę „pójść” dalej, to muszę coś zamknąć, aby móc stworzyć coś nowego…

Wypełniając nowe luki?

Jak zaczynaliśmy dziesięć lat temu, mogliśmy sobie pozwolić na komfort wypełniania luk, ale teraz mam poczucie nadmiaru, wszystko kipi i wylewa się jak rozgotowane mleko z garnka. Jest tego za dużo, a to co się wydostaje na zewnątrz w dużej mierze powinno przylgnąć i „przypalić się” do dna.

Być może jest to kłopot, że brakuje diagnozy – jakiś bardzo konkretnych wskazówek, jakie my – jako społeczeństwo – mamy oczekiwania. Wiele naszych potrzeb jest zaspokajanych na bardzo podstawowym poziomie spędzania wspólnie wolnego czasu, żeby było miło, żeby była fajna infrastruktura imprezy, żeby można było się zrelaksować i wygodnie usiąść na leżaku. To jest fajne, to jest potrzebne i bardzo przyjemne, ale nie wiem czy tylko takie mechanizmy powinny definiować wydarzenia kulturalne w Trójmieście.

Off Centre, projekt realizowany w ramach otwartego Kurortu Kultury, Sopot 2011.
Off Centre, projekt realizowany w ramach otwartego Kurortu Kultury, Sopot 2011.

Na czym więc powinny się opierać?

Wciąż się nad tym zastanawiam. Być może odpowiedź jest prosta – jeżeli mam ochotę poleżeć na leżaku i spotkać się z przyjaciółmi, niekoniecznie muszę iść na wydarzenie kulturalne. Mogę to zrobić gdzie indziej – kameralnie, intymnie i prywatnie, a w zamian chciałabym mieć możliwość uczestnictwa w Kulturze, a nie tylko w kulturze relaksu.

Co było impulsem do zorganizowania Parkowania? Przestrzeń Parku Oliwskiego czy wspólne spędzanie czasu?

Zaczęło się od tego, że jako Gdynianka, przeprowadziłam się do Oliwy. Wcześniej znałam park ze szkolnych wycieczek, spacerów do ZOO i Katedry Oliwskiej. Po przeprowadzce, totalnie, wręcz organicznie, poczułam tę przestrzeń. Spędzając bardzo dużo czasu w Parku zaczęłam postrzegać go nie tyle jako atrakcję turystyczną, ale jako zieloną przestrzeń „pod domem”. Pierwsze Parkowanie odbyło się w 2007 roku, jako Dni Parku Oliwskiego. Stało się  jednocześnie inicjalnym impulsem, do corocznego celebrowania Święta Parku, będącym jednocześnie symbolicznym „oddaniem” go mieszkańcom i odczarowanie jako miejsca turystycznego, które trzeba koniecznie „zaliczyć” będąc w Gdańsku.

Parkowanie to już nazwa wieloznaczna, zachęcająca do zatrzymania się w parku, odkrycia go na nowo. Jak kształtowała i zmieniała się idea tej imprezy? Na początku jej głównym celem było wspólne spędzanie wolnego czasu, odpoczywanie, natomiast tegorocznej edycji bliżej jest do wystawy.

Patrząc na program dziesięciu edycji Parkowania, znajdziesz w nich dokładny kierunek i pytania jakie stawiałam sobie po drodze. Nie ukrywam, że w myśleniu o swojej pracy zawodowej, obecnie jest mi bliżej do pracy kuratora, niż do pracy koordynatora i producenta. Park nauczył mnie bardzo dużo, będąc trudną i wymagającą przestrzenią – „zielonym zabytkiem”. Postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Całe szczęście, stawianie takich „architektonicznych” ograniczeń, popychało artystów do bardziej kreatywnych i śmiałych pomysłów, a niekoniecznie ograniczało ich w pracy twórczej.

Parkowanie ewaluowało od sytuacji piknikowej, działań edukacyjnych, familijnych do pracy z artystami i próby zmierzenia się z konkretnymi tematami w tej przestrzeni. To konsekwencja tego, że zaczęłam pracę z różnymi kuratorami – od Kamili Wielebskiej przez Agę Pinderę, Marcina Dymitera, Patrycję Ryłko i Stacha Rukszę. Także dzięki nim, mogłam co roku patrzeć na Park inaczej, poszukując nowych wątków i pomysłów dla kolejnych edycji Wydarzenia.

Parkowanie, Park Oliwski, Gdańsk, 2014.
Parkowanie, Park Oliwski, Gdańsk, 2014.

Jak ważna jest dla ciebie partycypacja mieszkańców w tym wydarzeniu?

Partycypacja jest dla mnie niezwykle istotna. Często uczestnika sprowadza się tylko do roli odbiorcy, a w przypadku Parkowania naprawdę ważne jest to, że ci, którzy do nas przychodzą po prostu współkreują to wydarzenie.

Ostatnio sobie uzmysłowiłam, że dzieci, które w wieku ośmiu lat uczestniczyły w pierwszej edycji Parkowania, dziś są pełnoletnie. To niesamowite. Być może są nadal jego odbiorcami, a może kreują już własne światy i materializują swoje marzenia? Potencjał jaki w nich tkwi, jest niesamowicie pociągający.

A KuKu Sztuka powstało w wyniku zawiązania się wspólnoty artystów, animatorów i aktywistów. A jak ważne jest budowanie wspólnoty mieszkańców Oliwy wokół Parkowania? W Oliwie jest już Rada Dzielnicy, ale twoja impreza ma dłuższy staż.

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Rada Dzielnicy działa przez cały rok, a Parkowanie trwa przez dwa dni. Jako mieszkanka Oliwy doceniam, że są osoby, dla których ważne jest to, gdzie i w jakich okolicznościach coś powstaje – to uczy współodczuwania miejsca.

To wydarzenie ma swoją publiczność – w ciągu roku spotykam osoby, które śledzą jego program i w nim uczestniczą, bardzo mnie cieszy, że wydarzenie „wrosło w tkankę dzielnicy”. Dowodem na to, może być edycja współkuratorowana przez Kamilę Wielebską, której działania odbywały się poza parkiem, na ulicy Kwietnej, w jednej z kamienic, gdzie sąsiedzi zgodzili się przyjąć artystów. Ta mała społeczność wiedziała czym jest Parkowanie i cieszyła się, że może uczestniczyć w nim jeszcze bardziej, będąc jego współtwórcą.

To też krzepiący przykład oddolnej działalności, która potem została podjęta na wielu innych polach. Inspiracja do działań, żeby wziąć w sprawy w swoje ręce.

Myślę, że doświadczenie organizacji pozarządowych, tworu bez umocowania, samostanowiącego, jest bardzo ciekawym doświadczeniem – jest to pewnego rodzaju partyzantka, polegająca na sprawdzaniu różnych opcji i modeli działania.

Robiąc Parkowanie doświadczam tego, jak funkcjonuje lokalna społeczność. Są osoby, które spotykam na co dzień spacerując po dzielnicy. Nawet ich nie znam, ale zauważam pewnego rodzaju rytuały i rytmy dzielnicy – dopiero mieszkając tutaj, jestem w stanie dostrzec te małe i drobne elementy, które składają się na charakter i wrażeniowość tego miejsca.

Mamy rok rocznic. Parkowanie ma już dziesięć lat, a Oliwa w tym roku świętuje 90-lecie przyłączenia do Gdańska.

I również pod względem architektonicznym to się czuje, mieszkając w tym miejscu, że ta dzielnica jest po prostu samowystarczającym organizmem. Z główną drogą Opata Jacka Rybińskiego, z rynkiem, z pocztą, z parkiem i małą zabudową wokół nich, staje się miastem w mieście. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że Parkowanie od zawsze było i będzie imprezą oliwską, która stara się wyczuć te mikro-ruchy lokalnej społeczności, aby móc je później przetransponować na język sztuki.

Nowe idzie od morza jest patronem medialnym wydarzenia PARKOWANIE, które odbędzie się 16 i 17 lipca. Szczegółowy program imprezy znajduje się TUTAJ.

[white_box]* Emilia Orzechowska – animatorka, koordynatorka, kuratorka i producentka wydarzeń artystyczno-kulturalnych. Założycielka Stowarzyszenia A kuku Sztuka. Obecnie organizuje sopocki festiwal Artloop i Interdyscyplinarne Parkowanie. Inicjatorka wydania książki Sebastiana Reraka „Chłepcąc ciekły hel – Historia yassu”, organizatorka m.in. takich wydarzeń jak plener filmowy Festiwalu Filmowego w Gdyni „Film od morza” (2006-2012), akcja społeczną Włącz się! Kulturalnie (2008), projekty mobilne –  polsko-czeski 736 km – Mobilny Festiwal Karawaną Pełną Sztuki (2010) i 400 km do Europejskiej Stolicy Kultury (2011) i trójmiejskich projektów w ramach sopockich obchodów Prezydencji Polski w UE w 2011 roku. Od 4 lat pracuje w Miejskim Teatrze Miniatura na stanowisku producentki teatralnej.[/white_box]