Historia trójmiejskiego zespołu Savana jest szalenie ciekawa. Płyta wydana przez GAD Records to odkopaniem archiwalnych nagrań tej grupy, ponieważ znalazły się na niej kompozycje z lat osiemdziesiątych, które wtedy ukazały się na płycie, ale o których obecnie mało kto pamięta. Grupa to efekt współpracy Krzysztofa Jarkowskiego i Marka Tomaszewskiego, których gra stopniowo rozrosła się do kwartetu. Cała droga Savany była pełna przeszkód – najpierw zespołowi nikt nie chciał pozwolić na zarejestrowanie albumu w Radiu Gdańsk, więc musieli zrobić to potajemnie (chociaż finalna wersja płyty została nagrana w Poznaniu). Gdy ci sami dziennikarze usłyszeli potem efekty, nie mogli się nadziwić, że to ta właśnie ta grupa. Kolejną przeszkodą był fakt, że grupa śpiewała po angielsku i to z tak dobrym akcentem, że wiele osób nie było w stanie uwierzyć, że pochodzą z Polski. Wobec obecnej teraz mody na śpiewanie po angielsku wydaje się to niemożliwe, ale w połowie lat osiemdziesiątych dogasał boom  zdominowany przez artystów śpiewających po polski i Savana do sceny muzycznej najzwyczajniej w świecie nie pasowała. A kiedy w 1985, rok po nagraniu płyty, wydali dwie piosenki po polsku, zostały one wycofane ze względu na tytuł który nie pasował do ówczesnej sytuacji politycznej (przewodnictwo w partii komunistycznej objął Gorbaczow) – „Przyszedł Zły” i „Nie pozwalam”.

Jak na ówczesne czasy Savana prezentowała bardzo doskonałe brzmienie i zmysł kompozycyjny. Na płycie słychać echa Dire Straits czy Genesis, więc dziś czuć że to nagrania, które trochę trącą myszką. Jednak wtedy zespół zwracał uwagę przebojowymi kompozycjami, bardzo dobrym warsztatem, łączeniem gitar akustycznych i elektrycznych, a do tego klawiszy. Najbardziej znany „Foolish Dancer” bez wątpienia zawojowałby listy przebojów, a akustycznym „Fading Memories” nie powstydziłoby się wiele zagranicznych kapel.

Problem jednak był taki, że to co dziś wydaje się atutem – brzmienie na światowym poziomie i upodabnianie się do zagranicznych kapel (co jednak czas weryfikuje), wtedy było minusem. Wiele osób nie rozpoznawało w Savanie polskiego zespołu, a gdyby nie dominujące hasło „polska młodzież śpiewa polskie piosenki” pewnie mogli by osiągnąć więcej. Za granicą popyt na ich twórczość był spory – w NRD i Czechosłowacji sprzedali ponad 30 tys. egzemplarzy płyt, a wkróce album doczekała się reedycji w ZSRR. Ciekawe jest jednak to, że dwa polskie utwory, dołączone do tej reedycji pokazują, że Savana miała spory potencjał na śpiewanie w ojczystym języku i z powodzeniem mogliby konkurować z innymi polskimi rockowymi gwiazdami. Pech chciał, że nie trafili na swój czas. Ale dobrze, że ten zespół, w Trójmieście ale i w Polsce mocno zapomniany, doczekał się reedycji i przypomnienia.

Savana, Savana, GAD Records, 2015.

Jakub Knera