The Shipyard byli już nazwani super grupą, nadzieją trójmiejskiej sceny, liczono, że odmienią jej oblicze i pomimo że tak się nie stało, to z płyty na płytę prezentują coraz lepszą formę. Niebieska linia to ich najlepsza dotychczas płyta, której słucha się z niekłamanym zainteresowaniem i która po prostu sprawia radość w odbiorze. Zespół nie ukrywa swoich zapędów do brzmienia radiowego – mam tu na myśli tworzenie kompozycji wpadających w ucho, przebojowych, z chwytliwymi tekstami i melodiami. Trzeci album Stoczniowców jest po brzegi wypełniony przykładami, które są potwierdzeniem tej tezy. Kolejny krok bliżej radia to fakt, że Rafał Jurewicz stawia coraz mocniej na polskie teksty, których na tej płycie jest aż siedem (na jedenaście utworów). Z jednej strony są tu takie smaczki jak otwierające „Kruki i Wrony“, energiczna „Barykada“ czy fantastyczne singlowe „Oceany“. Z drugiej tytułowa „Niebieska Linia“, który dla mnie jest tutaj odpowiednikiem „Podartych Sukienek“ z ostatniej płyty zespołu Kobiet. Tak jak tam, tak tu ten utwór, podkreśla tytuł i wymowę całej płyty, puentuje ją i mocno zaznacza charakter muzyki The Shipyard. Wśród czterech angielskich kawałków znajduje się ciekawy „Nightcall“, cover utworu Kavinsky znanego przede wszystkim z filmu „Drive” z Ryanem Goslingiem. To fajne urozmaicenie, chociaż, jak już wspomniałem, w rodzimym języku ten zespół sprawdza się najlepiej. Kwartet Piotra Pawłowskiego, Rafała Jurewicza, Michała Miegonia i Michała Młyńca po przejściach składowych na poprzednich albumach teraz w końcu odnalazł się jako zwarty skład, który komponuje fantastyczne utwory. Nie będę ukrywać, że to nie jest w pełni moja bajka, jeśli chodzi o muzyczne upodobania, ale The Shipyard przekonują mnie swoim konsekwentnym działaniem i darem do tworzenia fajnych piosenkowych melodii, o co wcale nie jest dzisiaj tak łatwo.

The Shipyard, Niebieska linia, 2-47 Records, 2016.

Jakub Knera