Artysta wizualny, w porównaniu do muzyka, może więcej. Rozmawialiśmy o tym z Adamem Witkowskim w wywiadzie sprzed kilku tygodni. Adam tworzył już nie jeden projekt i nie jedną instalację; czuje się dobrze zarówno w zespołach – najpierw w Gównie, teraz w Nagrobkach – jak i solowych projektach. Do tej pory komponował przede wszystkim pod szyldem 0404, a teraz nagrał album pod dosyć spontanicznie stworzonym pseudonimem Andrzej Baphomet.

„Flamenko to moje życie” to koncept album, który z grubsza przywołuje Michał Turowski w wywiadzie dla Dwutygodnika:

„Adam czasami przygotowuje muzykę do reklam telewizyjnych. Pewnie widziałeś niejedną z nich. Trochę się męczył nad kolejnym zleceniem, nazbierał masę absurdalnych szkiców, które były kompletnie nieakceptowalne dla tzw. szerokiego odbiorcy, a jakby tego było mało, w tym samym czasie wypadł mu dysk. Chodził na akupunkturę, jarał przeciwbólowo bardzo dużo zioła i nie był w stanie normalnie pracować. Nie mógł też siedzieć ani leżeć, więc na stojąco na granicy jawy i snu – klepał sobie muzykę na iPhonie, pociął niewykorzystane szkice reklam, no i tak w trzy dni powstała ta płyta Baphometa.”

Przy pierwszym odsłuchaniu tej płyty, można skonstantować, że to jedno z najgorszych wydawnictw w katalogu BDTA, ale to tylko pozór – na pewno jest to najbardziej przebojowa płyta jaką ten label wydał, a koncepcyjnie, aranżacyjnie i tekstowo jest to jedna z najlepszych rzeczy jakie Witkowski zrobił do tej pory. Wystarczy przesłuchać kolejne utwory, aby ułożyć z nich cały wachlarz stylistyk: hip hop bliższy Paktofonice („Robię coś w twoim imieniu, doceń to”) i bliższy Synom czy muzyce eksperymentalnej („Noga w codzienności pazur”), dyskotekowy hit („Jesteś spoko”) czy nastrojowo brzmiące ballady, nawet jeśli takie pozostają jedynie w warstwie instrumentalnej („Nie wiele wiesz”, „Rozkminiaj biernie psychologię tłumu”), ale też nawiązanie do rnb w „Miękkiej piosence”.

„Przytul mnie mocno/bo niekłamana radość jest we mnie” śpiewa Witkowski. Raz swoim „normalnym” głosem, kiedy indziej modyfikowanym. Jego teksty to zwyczajna mowa, nie ma tu skomplikowanych wersów, szukania rymów – Witkowski zapętla to co się mówi, powtarza, z niektórych tekstów robi żartobliwe mantr. Muzyk bawi się instrumentarium i popkulturowymi skojarzeniami – bity często klei nierówno, nawet jeśli utwory mają swoją pulsację i rytm to często je psuje, żeby odbiorca nie poczuł się za dobrze. W kilku momentach struktury utworów przypominają mi to jak działa Matthiew Papich, nagrywający jako Co La – sugestywne bity i melodie, które nie układają się w prostą piosenkową strukturę, ale często się zawieszają, są zmieniane na bieżąco bądź ukazane w krzywym zwierciadle. Witkowski przygląda się muzycznym schematom i sobie z nich żartuje, ale jednocześnie robi to bardzo celnie – dzięki temu kilka utworów ma bardzo chwytliwe melodie i przebojowy potencjał. W radiu prawdopodobnie nikt ich nie puści, nawet dla żartu, a „Flamenko to moje życie” jest bardzo błyskotliwym nagraniem. Zróżnicowanym, przebojowym, a jednocześnie zdystansowanym komentarzem do popkultury i wielu codziennych dyskusji – wśród rozmów, któe znalazły się na tym wydawnictwie pewnie niejedna osoba rozpozna je bliskie tym, w których sama uczestniczyła. Witkowski podlewa je popowym sosem, stworzonym spontanicznie, ale czasem takie rzeczy są najlepszym objawem geniuszu.

[Jakub Knera]