Połamany przegląd elektroniki ostatnich dwóch dekad.

Oczywiste jest, że Mouse on Mars tworzyli podwaliny niemieckiej, ale też europejskiej elektroniki i grają już wspólnie od dwóch dekad – w ubiegłym roku ukazał się album „21 again” dokumentujący ten okres. Oczywiste jest również to że przez ten czas muzyka elektroniczna ulegała nieustannym przeobrażeniom – od tzw. muzyki laptopowej, przez rozbudowane live bandy, od romantycznej i onirycznej elektroniki po potężnie brzmiące bitowe formy, eksplorujące liczne możliwości rytmiczne, ale też osobliwe łączenie takich wpływów jak ambient, chillwave, po uk garage, footwork czy juke. Niedzielny koncert niemieckiego duetu był osobliwym przeglądem sceny elektronicznej, jej najróżniejszych zjawisk, przedstawionych w formie mozaiki, muzycznego klubowego seansu, z ciągle wyraźną pulsacją, objawiającą się niemalże w każdym utworze. Przez to koncert o wiele lepiej sprawdziłby się w klubowej przestrzeni (mógłby więc spokojnie odbyć się chociażby w B90, tak jak The Cinematic Orchestra o wiele lepiej wypadliby w Teatrze Szekspirowskim).

Jan Werner i Andi Toma zagrali bardzo intensywnie i treściwie. Narracja ich utworów od samego początku narzuciła tempo – muzycy bawili się formą kompozycji, rzadko kiedy dłużej wytrzymywali z jedną, prostą strukturą, a raczej regularnie poddawali kolejne utwory zniekształceniom, modyfikowali je, „psuli”, uzupełniali i poddawali efektom wokalizy, tworząc barwną muzyczną mieszankę. Bardzo futurystycznie brzmiący set był kolażem muzyki klubowej, o jednocześnie mocno aktualnym wydźwięku – z jednej strony było miejsce na rytmikę charakterystyczną dla sceny chicagowskiej czy reprezentantów Detroit, z drugiej strony pobrzmiewały echa brytyjskich odsłon garage czy niemieckiej elektroniki spod znaku Kompakt. Mouse on Mars zwinnie między tymi estetykami lawirowali, zmieniali formy kawałków, często bardzo drastycznie, co jednak służyło nieustannej koncentracji, także dlatego, że w dużym stopniu bazowali na analogowym sprzęcie, który wpłynął na interakcję z muzyką w czasie rzeczywistym. I chociaż po kilkudziesięciu minutach czuć było, że to raczej szlifowanie języka niż jego rozbudowa i szukanie nowych kierunków, był to występ wciągający i fascynujący.

Mouse on Mars, Teatr Szekspirowski, Gdańsk, 26.04.2015.

[Jakub Knera]