Słodkie piosenki na Dzień Kobiet.

Dwie muzyczne osobowości zaprezentowały się na scenie Teatru Szekspirowskiego. Artystki o innym dorobku, poruszające się w innych stylistykach, ale bardzo wyraziste i o sprecyzowanym kierunku poszukiwań. Gaba Kulka i Julia Marcell wraz ze swoimi zespołami zagrały materiał ze swoich ostatnich płyt, a w środku wieczoru zaśpiewały kilka piosenek wspólnie razem.

Najpierw, najpewniej ze względu na nastrój utworów, na scenę wyszła Gaba Kulka. Razem z nią na kontrabasie, a czasem też gitarze basowej grał Wojtek Traczyk, na perkusji Robert Rasz, a na klarnecie Wacław Zimpel. Już samo to instrumentarium wskazywało jazzująco-folkowy kierunek, który penetrowali muzycy. Całości, podobnie jak w wielu utworach na płycie „The Escapist” towarzyszył zwiewny a może nawet lekko punkowo-kabaretowy charakter, mi przypominający dokonania Amandy Palmer. Ciekawiej jednak wypadły momenty liryczne, subtelne, kiedy również Kulka ujawniała w pełni brzmienie swojego wyrazistego głosu, jak chociażby w „Bad Wolf”, kiedy wokalnie wspierał ją Traczyk. Bardzo fajnie piosenkowe formy muzycy budowali w oparciu o zróżnicowane instrumenty – kontrabas i perkusja były bardzo dobrze uzupełniane o klarnetowe wstęgi Zimpla czy ciepłe brzmienie klawiszy Kulki albo kalimby. Zabrakło mi jednak spojrzenia zespołu na koncert jako na całość – dramaturgia już po kilku utworach mocno kulała, a zbyt częste przerwy na konferansjerkę Kulki (niezbyt z resztą udaną i z niezbyt skorą/błyskotliwą do rozmów publicznością) mocno rozstrajały set. Zagrane przed przerwą trzy utwory zabrzmiały na zbyt przeszłodzone, a finał zaśpiewany z Traczykiem był tego kulminacją. Kulka na początku powiedziała o rodowodzie Dnia Kobiet jako święcie na cześć walecznych sufrażystek z USA z początku XX wieku, w kontrze do tego jak obecnie celebruje się tę uroczystość, jako coś będącego połączeniem Dnia Matki i Walentynek. Odniosłem wrażenie, że tej waleczności, charakteru czy wręcz pazura na jej koncercie w Teatrze Szekspirowskim zabrakło i było zbyt słodko, a przecież na „The Escapist” takich mocnych, wyrazistych momentów jest pełno.

Julia Marcell zaprezentowała materiał z trzeciej płyty, która prezentuje jej kolejne oblicze. Po akustycznym, bazującym na brzmieniu fortepianiu „It Might like You” i elektronicznym „June”, na „Sentiments” artystka razem z zespołem zmierza w kierunku idiomu rockowego. Jej koncert miał zdecydowanie więcej energii i życia, niż set Kulki, chociażby z powodu samego instrumentarium. Kompozycyje, zwłaszcza w wykonaniu na żywo pozostawiły wiele do życzenia, zwłaszcza ze względu na to, że większość zwrotek bazowała jedynie na mało atrakcyjnej sekcji rytmicznej na linii perkusja-bas. Marcell z gitarą wydawała się jedynie ornamentem aniżeli ważnym w warstwie muzycznej elementem muzyki kwartetu. Fajnym uzupełnieniem była gra na altówce w wykonaniu Anny Prokopczuk, która tej mocno rockowej muzyce dodawała charakteru, ale też elementu inności, który doskonale się wpasował. Strzałem w kolano/doskonałą decyzją * (niepotrzebne skreślić) było także zaangażowanie jej jako drugi wokal, ponieważ wielokrotnie, jeśli nie wręcz przez cały czas, jej głos prezentował o wiele ciekawszą barwę i wyrazistość, przykrywając głos liderki zespołu. Koncert Julii Marcell był więc ciekawszy pod względem narracyjnym w stosunku do setu Kulki, ale muzycznie i kompozycyjnie wydawał się mniej atrakcyjny, czasem wręcz przewidywalny i nie wiem czy wręcz nie zbyt sztuczny jak na rockową estetykę – z samym pianinem (pamiętam jej pierwszy trójmiejski, solowy koncert w oliwskim Kafe Delfin) czasem piosenki sprawdziłyby się o wiele lepiej, bardziej lirycznie, ale też chyba jako bardziej szczere. W efekcie więc podczas wieczoru zaprezentowały się dwie wokalistki, które śpiewają piosenki, ale żadna z nich nie zrobiła tego na tyle sugestywnie, żeby głębiej zapaść w pamięć.

Julia Marcell, Gaba Kulka, Teatr Szekspirowski, 8.03.2015.

[Jakub Knera]