Księżyc w Nowej Synagodze czyli coś więcej niż zwykły koncert.

Po reaktywacji na ubiegłorocznej odsłonie festiwalu Unsound zespół Księżyc wybiera nieprzypadkowe miejsca koncertów. 18 lat przerwy, legenda, którą grupa zdążyła już obrosnąć i ponowne zainteresowanie, spowodowane reedycją ich dotychczas jedynej długogrającej płyty, sprawiła, że zespół cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, ale też potrzebuje niecodziennych przestrzeni do prezentowania swojej muzyki. Wrzeszczańska synagoga, która ma historię ciekawą, a przez długi czas drugiej połowy XX wieku pełniła funkcje sali koncertowej szkoły muzycznej, sprawdziła się więc jako miejsce ich koncertu w sam raz.

Grupa licząca pięć osób wychodzi poza stricte muzyczny charakter swojego występu – klimatyczna scenografia w postaci papierowych łódek ustawionych na scenie, przywołujące konotacje z dziecięcymi zabawami rzucanie ogromnego balona na środku sali, czy szukanie skarbów z małym światełkiem w wykonaniu Agaty Harz i Katarzyny Smoluk dodawały koncertowi uroku. Obecnie tak w Polsce się nie gra, przez co wydarzenie to bez wątpienia było czymś wyjątkowym. Same wokale wspomnianych artystek były centralnym punktem koncertu – wielowarstwowe śpiewy, pokrzykiwania, zawodzenia lub wycie, imitowanie dziecięcych śmiechów, a przede wszystkim fantastycznie odśpiewane piosenki były najbardziej wyrazistym elementem gry Księżyca. Instrumentarium w postaci klawiszy, klarnetu czy akordeonu, wydawało się czymś na kształt akompaniamentu towarzyszącego wokalistkom – niezwykle ważnego, ale jakby drugoplanowego, przysłoniętego przez głosy i parateatralne elementy.

Nie był to jednak występ doskonały. Już na festiwalu Unsound dało się odczuć brak wyrazistej narracji i dramaturgii koncertu. We wrzeszczańskiej synagodze wśród muzyków zabrakło trochę życia – całość sprawiała wrażenie aż za bardzo wystudiowanego występu, w którym zabrakło luzu, czegoś co by w folkowe legendy, inspirowane dzieciństwem, ale też magią i baśniową tajemnicą, wprowadziło więcej powietrza. Zbyt często wiele momentów pomiędzy utworami zahaczało o narracyjną mieliznę, odegranie najbardziej znanych „przebojów” nie wystarczyło – zespół był za bardzo pochłonięty poprawnym wykonaniem kompozycji, zapomniał o tym, aby wprowadzić w nie więcej spontaniczności czy też życia. Napięcie pomiędzy muzykami i słuchaczami opadało regularnie, a powracało jedynie w momentach tych najbardziej wyrazistych utworów – pomiędzy nimi jednak wielokrotnie szwankowała dramaturgia, co powodowało momenty rozluźnienia i końcowo nienajlepsze wrażenie. Forma brała górę nad treścią i sposobem jej przekazania. To był koncert pełen mocnych momentów, ale bez wyraźnej wizji całości, pomysłu na zaprezentowanie materiału w kompleksowy, spójny i wciągający sposób. Stare utwory brzmią ciekawie, ale trzeba nadać im jakąś myśl, która łączyłaby je z tymi nowszymi kompozycjami. Tego mi trochę zabrakło. Księżyc nie zaświecił w pełni, a jedynie w kwadrze.

Należy pochwalić Kolonię Artystów, która w kolejnej odsłonie pokazała swój kuratorski zamysł na prezentowanie w Trójmieście muzyki eksperymentalnej, na którą panuje w naszej metropolii ciągły popyt. Sobotni koncert to bardzo udane organizacyjnie wydarzenie z dużą frekwencją (niemal 300 osób), które po raz kolejny pokazuje, że Gminy Wyznaniowa Żydowska w Gdańsku chętnie angażuje się w wydarzenia kulturalne.

Księżyc, Nowa Synagoga, 14.02.15

[Jakub Knera]