Elektronika zdobyła szturmem gdańską Orunię.

Nowy rok, nowy sezon i nowy program, który być może odświeży wizerunek Stacji Orunia, która wchodzi w skład Gdańskiego Archipelagu Kultury. Koncert oOoOO, poprzedzony dwoma lokalnymi supportami przyciągnął do położonej w południowej części Gdańska dzielnicy prawie 300 osób. To doskonały sukces, zarówno ze względu na miejsce przez wielu nieznane i nieodwiedzane, dzielnicę w której się znajduje a która nie cieszy się dobra sławą (zupełnie niepotrzebnie) jak i z powodu odświezonego programu placówki, która do tej pory elektronikę ledwie liznęła zazwyczaj bazując na zespołach z okolick rocka i folku. Nade wszystko fajnie jednak że tyle osób chce słuchać w Gdańsku tak bądź co bądź niszowej muzyki.

Nim na scenie pojawiła się „gwiazda” wieczoru, wcześniej w roli supportu wystąpili artyści z Trójmiasta. Jako pierwszy zagrał Templez, niegdyś Ebola Ape, który zaprezentował swoje najnowsze kompozycje m.in. fajnie w jednym z utworów przekształcając motyw muzyczny z „Archiwum X”. Jego muzyka zyskała trochę na przestrzeni w porównaniu do nagrań w roli goryla, nie ma już tego ciężaru, a jednocześnie jest mniej narzucająca się, bardziej płynna i swobodna, chociaż oparta na dość powtarzalnych pomysłach. Proste rytmiczne formy spotykają się z barwnymi ambientowymi, ale niepokojącymi melodiami. OLFVN z kolei zaprezentował pasmo onirycznych pasaży dźwiękowych o podobnej motoryce, z ciekawie wplatanymi ambientowymi plamami w tle i nachodzącym na nie głosem wokalistki Ja Miron. Mroczne r’n’b spotykało się tu gdzieś z dark-ambientem i ciężką hip-hopową rytmiką, dominowało jednak dużo podobnych kalek i zestaw delay’ów, który zbyt często wszystko przykrywał.

oOoOO zaczął spokojnie, dosyć zamglonymi utworami, do których wkrótce dokoptował swój wokal, zmodyfikowany przy pomocy autotune’a. Niby banalne, ale pomysł na live act się sprawdził i pokazał jak braki można zakryć kolejną, warstwą dźwięku. Wraz z kolejnymi minutami, cały koncert przybrał na dramaturgii, przede wszystkim dzięki zręcznie prowadzonej ekwilibrystyce rytmem, budowaniem kolejnych warstw dźwięku, zmiennością nastrojów i pomysłami, prezentowanymi w kolejnych utworach. Momentalnie ukazał się olbrzymi dystans między nim a supportującymi artyste twórcami. Zarówno Templez jak i OLFVN powtarzali kopozycje oparte na tych samych patentach, a pomysłów starczyło im de facto na 10-15 minut, co momentami wypadło dość mdle. Chris Greenspan pokazał szeroki wachlarz utworów, na żywo potrafił je uatrakcyjniać, pokazując że nawet jeśli kawałki są stworzone w stu procentach na komputerze, to można znaleźć dla nich atrakcyjną formułę do prezentowania na żywo – co wciąga sluchacza potencjalnie nie do końca lubującego się w jego twórczości (jak niżej podpisany_. Widzów zachwyconych nie brakowało – niemal 300 osób pokazało, że tego typu koncerty w Stacji Orunia zdecydowanie powinny odbywać się częściej, a ponadto jest to przestrzeń, która wydaje się być nieodkryta, z potencjałem i doskonale tego typu muzyce sprzyja.

oOoOO, OLFVN+Ja Miron, Templez, Stacja Orunia, 31.01.2015.

[Jakub Knera]
[fot. Alina Żemojdzin]