Dużo się o płycie HV/NOON mówiło i mówi, a w opiniach przebijają trzy możliwe perspektywy. Recenzenci i słuchacze są zachwyceni całym materiałem albo w ogóle się im nie podoba albo – wreszcie – znając dokonania zarówno Mikołaja Bugajaka (Noon) jak i Piotra Kalińskiego (Hatti Vatti, tu HV) podoba się im przede wszystkim warstwa muzyczna. Czy w płycie obu tych twórców faktycznie należy upatrywać jakiegoś przełamania impasu pomiędzy sceną elektroniczną a hiphopową? Niekoniecznie, ponieważ po pierwsze nie jest to rzecz na tyle nowatorska i odkrywcza, żeby można było ją ulokowac gdzieś w okolicach nowego hiphopu i zespołów pokroju Clipping, Death Grips czy chociażby Run the Jewels. Nie jest nowatorska zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Po drugie, fakt tej płyty nie dziwi, jeśli spojrzy się na przebieg kolejnych lat twórczości obu muzyków. Noon popisy kreatywności pokazywał już na płytach z Pezetem, ale kunszt rozwinął na nagraniach instrumentalnych – płytach „Bleak Output” i „Gry Studyjne”, a ostatnio na wydanej przed trzema laty przez Asfalt Records, „Pewne sekwencje”. Hatti Vatti najpierw zabłysnął serią singlii, potem ambientową „Algebrą”, bazującą na oszczędnie dozowanych bitach i samplach połączonych z nagraniami terenowymi, a w ubiegłym roku bardziej przebojową czy też popową płytą „Worship Nothing”.

Te dokonania i inspiracje na „HV/NOON” gdzieś się spotykają, jednak nie do końca potrafię odczytać jaki cel przyświecał autorom tego albumu. Na jedenaście utworów w aż sześciu pojawiają się raperzy (Eldo, Hades, Małpa, O.S.T.R., Jotuze) i wokalistka (Misia Furtak), co dość mocno przysłania instrumentalne utwory a także popisy muzyczne twórców. Te zazwyczaj pełnią funkcję dosyć prostych podkładów do tekstów, które mimo wielu intrygujących detali nie brzmią specjalnie świeżo, ani nie zachwycają aranżacjami. Kompozycje wyłącznie instrumentalne pokazują ten potencjał w większym stopniu, jednak w dość oszczędnym zarysie, bardziej w formie szkiców i zarysów, zajawek tego co z tej współpracy jeszcze mogłoby się rozwinąć. Fajnie na prostym i powtarzalnym bicie z kwaśnym syntezatorem bazuje „Mono”, zagadką jest tlący się, bardziej w formie przerywnika (niestety!) „Dysk”, a narracyjnie i formalnie najlepiej przemawia do mnie „Haffner” – barwny i bogaty, chyba najlepszy na płycie utwór.

Zbyt mocno wydaje się jednak, że jest to album głęboko zanurzony w hip hopie, uzupełniony o elektroniczne pomysły obu twórców. Szeroka paleta gości bazuje pewnie i na upodobaniach lub znajomościach, ale kolejne teksty zdają się być za bardzo osadzone w hiphopowej konwencji, która połączona z miejskimi teledyskami promującymi „Wilka” i „Nadważkość” jak na 2014 rok brzmi i wygląda dosyć staroświecko, zwłaszcza na tle awangardowych poczynań hiphopowców, raperów i twórców muzyki elektronicznej. Dość wspomnieć, że przecież sam Noon na ubiegłorocznym Off Festivalu występował z perkusistą, a panowie z NP. od dobrych kilku dekonstruują hiphopowe tradycje zarówno w warstwie muzycznej jak i lirycznej. Na tym tle album HV/NOON jest wyłącznie ciekawym zjawiskiem, nie jest natomiast ani niczym przełomowym, ani niczym wybitnym, zapadającym w pamięć. Trochę szkoda, bo zapowiadana długo współpraca sprawiła, że można było sobie zaostrzyć na tę płytę niemały apetyt, który niestety nie został zaspokojony.

[Jakub Knera]