Najmniejszy festiwal świata.

Druga odsłona mini-festiwalu Drone Noise Ambient przyniosła fascynujący zestaw artystów, którzy przez trzy dni zaprezentowali się w małej sali Kolonii Artystów we Wrzeszczu. Dwa koncerty dziennie, na dodatek niezbyt długie, sprawiły że była to forma atrakcyjna, bardzo dobrze przyswajalna a jednocześnie w większości ukazująca interesujące zjawiska na polskiej scenie.

Doskonałym rozwiązaniem było rozmieszczenia artystów w różnych częściach sali. Pierwszego dnia wieczór zaingurował Łukasz Rodziewicz, który zagrał na przygotowanej przez siebie instalacji – ogromnym głośniku, do którego bezpośrednio podłączony był walkmen. Artysta zaprezentował materiał z albumu „Jest tak jak teraz”, co polegało przede wszystkim na włączaniu kolejnych kaset-utworów. Poprzez charakter lo-fi nagrań i osobliwą, quasi-instalacyjną formułę, koncert zyskał na wartości. Rapowane utwory Rodziewicza bliskie były testom i formie Wojciecha Bąkowskiego, ale pomysłowe zaprezentowanie z pewnością wpłynęło na niezwykłość i oryginalność jego muzyki. Jako drugi zaprezentował się Duy Gebord, który penetruje stylistyczne możliwości nurtu noise, w tym przypadku rozumianego jako zestaw możliwie różnych „śmietnikowych” brzmień, które próbuje on ubrać w trochę abstrakcyjną, a jednocześnie atrakcyjną formułę. W spełnieniu tego ostatniego pomóc miało nadanie rytmicznego trzonu utworów, trochę dubowych, a trochę transowych rytmicznych szkieletów, dzięki czemu muzyka zyskała na przyswajalności, chociaż czasem za mało było w niej rozchwianych, brudnych i nieoczywistych form, do jakich autor przyzwyczaił chociażby na płycie „Mangrave” czy „Kelt”.

Drugiego dnia w rogu sali jako pierwszy zaprezentował się Łukasz Ciszak, który przygotował set oparty o brzmienie gitary elektrycznej, wspartej zestawem efektów. Rzężące kompozycje, długie drone’owe formy i noise’owe pasma brzmiały intrygująco, ale też pomysłowo, kiedy muzyk nakładał na siebie kolejne warstwy. W ich odbiorze przeszkodził trochę problem techniczny w połowie koncertu, ale nawet po nim Ciszak zręcznie powrócił do formuły budowania rozwlekłych i wielowarstwowych gitarowych kompozycji, w których nacisk kład na fakturę i wybrzmiewanie instrumentu. Souvenir de Tanger dla odmiany zaprezentował set mocno zrytmizowany, duszny, z lekkimi naleciałościami orientalnymi. Wydaje się, że w kilku miejscach muzyk ugrzązł trochę z warstwie narracyjnej, a bity zbyt mocno przytłaczały dalszy plan utworów (nie bez powodu znaczenie miała dosyć mała jak na tego typu muzykę, przestrzeń Kolonii), jednak finalnie był to set interesujący i ukazujący ciekawe pomysły tego artysty, chociaż w odsłonie koncertowej wymagające pewnego dopracowania.

Niedziela okazała się dniem najmniej ekscytującym, chociaż jednocześnie najbardziej zróżnicowanym. Najpierw técieu/cétieu/éctieu zaprezentowała dosyć schematyczną i banalną wersję spojrzenia na muzykę ambient. Poza długimi, niekończącymi się pasmami, nie było w niej zbyt wiele intrygujących momentów, a na dodatek całość była skonstruowana w dosyć prosty i powierzchowny sposób, co można było odczuć nie tylko w warstwie formalnej utworów, ale i czysto melodyjnej – intrygujących, nieoczywistych wątków praktycznie nie było, a całość mocno trąciła myszką. Odmieniec dla odmiany postawił na mięsiste i mocne brzmienie gitary elektronicznej, wspartej tym razem (w porównaniu do Ciszaka) tylko dwoma efektami. Rozwlekłe instrumentalne utwory miały w sobie posmak cięższego post-rocka i mimo wielu ciekawie rozwijających się i rozmytych pomysłów, muzyk położył nacisk raczej na kompozycje niż na próbę budowania napięcia poprzez okiełznanie faktur brzmienia i możliwości instrumentu. Ciekawe, ale niezbyt odkrywcze i wciągające.

Festiwal Drone Noise Ambient jest wydarzeniem symbolicznym z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że wieńczy działalność Kolonii Artystów w Gdańsku Wrzeszczu przy ulicy Miszewskiego. Po drugie, ze względu na formułę – 2 występy dziennie przez trzy dni czynią z niego udany i intrygujący festiwal, chociaż odbywa się on w mikroprzestrzeni jednego z pomieszczeń KA. Po trzecie – z powodu tego, że kuratorzy DNA fantastycznie wychwytują najciekawsze zjawiska rodzimej sceny eksperymentalnej. Słychać to było na festiwalu Open Source Art, który KA organizuje, wcześniej na serii pojedynczych koncertów które na Miszewskiego się odbywały, ale także na tej trzydniowej imprezie. Kolonia Artystów jest niebywałym dobrem wśród trójmiejskich instytucji – koncentruje się na sztuce, dla której często nie ma miejsca gdzie indziej i gdyby nie chociażby ten festiwal, wielu interesujących artystów do Trójmiasta nigdy by nie zawitało. Oby organizacja jak najszybciej znalazła nową przestrzeń na działalność – to nieodłączny element trójmiejskiej kultury, w której krajobraz wpisał się na stałe.

Drone Noise Ambient, 12-14.12.14.

[Jakub Knera]