Rafał Skonieczny nie jest żółtodziobem i do tej pory wszystkim dał się poznać jako współautor dwóch albumów z zespołem Hotel Kosmos a także autor kilku tomików wierszy. Z toruńskim zespołem poruszał się po obszarze rocka alternatywnego i post punka, udanie łącząc fascynacje Sonic Youth i mocno psychodelicznymi, onirycznymi gitarowymi melodiami. To ciekawe, zwłaszcza w kontekście jego najnowszych poczynań, jakże odległych od tamtej formacji. O ile ostatni album HK był wypełniony dźwiękowymi pomysłami po brzegi, o tyle jako Rara, po przeprowadzce do Gdańska, stawia na oszczędność, minimalizm i prostotę.

Punktem wyjścia są tutaj możliwości gitary akustycznej, wykorzystywanej na różne sposoby. Skonieczny albo snuje rozbudowane dramaturgicznie suity („/CHO”), wspiera je brzmieniem syntezatora, dokłada kolejne warstwy instrumentu, potęgując brzmienie utworu („///O”) albo czerpie z dostępnych efektów, zapętlając proste gitarowe akordy tworząc wielowarstwowe, wielowątkowe i minimalistyczne formy („EC//”). Czasem bliski jest muzycznym ideom Dustina Wonga, który z pętli uczynił swój znak charakterystyczny, ale Skonieczny lubi nastrojowość też Mount Eerie, zahacza o rejony, które penetruje Kuba Ziołek w projekcie Stara Rzeka – słychać to w utworze otwierającym płytę, kiedy akustyczna gitara ulega rozmazaniu, albo w najcięższym na albumie „E///”.

Co ważne, nie ma w tych kompozycjach niepotrzebnych popisów – to dosyć nostalgicznie brzmiące, proste formy, w których liczą się pomysły aranżacyjne, nawet jeśli zamykają się w kilkusekundowych loopach. Szkieletem jest tu brzmienie akustyczne, czasem dopełniane bardziej zelektryfikowanymi elementami. To bardzo emocjonalnie brzmiąca płyta, momentami wręcz przejmująca, a jednocześnie subtelna i wyciszona – akustyczne kaskady kontrapunktowane są dronowymi partiami klawiszy w drugim tle, co dodaje muzyki nastrojowości i równoważy rozchwiane akordy. Nie pojawia się tutaj ani jedno słowo, to wyłącznie instrumentalna muzyka. I bardzo dobrze – Skonieczny w pojedynkę fenomenalnie buduje swój język, nie ograniczając się do jednej i prostej metodologii – wiele z tych utworów z powodzeniem gra solo na żywo, inne buduje dzieki nawarstwianiu kolejnych partii gitary albo wspomaga się dodatkowymi muzykami, jak podczas tegorocznej odsłony festiwalu SpaceFest. To muzyka uwodząca, romantyczna, przede wszystkim ukazująca jednak siłę kompozycji tworzonych przez jedną osobę – przemyślanych, dopracowanych w każdym detalu, odmiennych formalnie i czerpiących z wielu stylistyk, ale bardzo autentycznych i sugestywnych. Jedna z najlepszych tegorocznych płyt.

[Jakub Knera]