“Nie lubię muzyki granej przez chłopaków sikających na siedząco” – powiedział w jednym z wywiadów Henry Owings, autor wyśmiewający hipsterów w książce „The Indie Cred Test”. To dobra metafora, która ukazuje grupy muzyczne i ich podejście do tworzenia. Słuchając najnowszego wydawnictwa “Original Features” zespołu Broken Betty, od pierwszych dźwięków nie mam wątpliwości, że chłopaki na siedząco nie sikają. Przed rokiem w końcu wydali debiutancki album “The Sorry Eye”, a teraz wracają z trzyutworową epką, która łącznie trwa aż 20 minut. Dwa pierwsze kawałki to świetny rozpęd do trzeciego, dwunastominutowego, wieńczącego płytę “Terminus/Freedom Out of Fire”, chociaż wszystkie trzy świetnie się zazębiają. Znów słychać tu wpływy Godsmack czy Queens of the Stone Age oraz obfite czerpanie z hard i stoner rockowej muzyki doby lat 90. Ale gdyńskie trio, nie powtarza patentów, raczej je odświeża, zarówno w krótszych jak i dłuższych formach. Brzmi to świeżo i ciekawie, a muzycy nie pozostawiają chwili wytchnienia – umiejętnie prowadząc narrację nie nużą. To szalenie ciekawy materiał. Znów mogę napisać, że takiej muzyki w Trójmieście brakowało. Broken Betty udowadniają, że wśród zespołów z gatunku ciężkiego grania są jednym z najciekawszych.

[Jakub Knera]