Na wstępie warto przypomnieć genezę tego projektu. Pure Phase Ensemble to cykl warsztatów, odbywających się od trzech lat przy okazji festiwalu Spacefest w Gdańsku. Podczas trwających tydzień prób, grupa muzyków spotyka się i razem tworzy skład, który wymyśla utwory odegrane podczas finalnego koncertu. Trzecia inkarnacja Pure Phase Ensemble jest dla mnie najciekawsza z dotychczasowych. Powodów jest kilka. Po pierwsze, nie podchodzi do zagadnienia space rocka i motywu festiwalu Spacefest w sztampowy i przewidywalny sposób, jak miało to miejsce podczas dotychczasowych odsłon tego projektu. PPE3 nie bazuje na rozwlekłych i rockowych suitach, wymęczonych dźwiękowych przestrzeniach, które najzwyczajniej w świecie nudzą. Tym razem muzyka jest o wiele bardziej zróżnicowana i ciekawa. Po drugie, o wiele szerszy jest to rozstrzał gatunkowy – od snujących się ambientowych melodii w otwierającym płytę „Phase in C” po bardziej rockowe „Frankie Voodoo” czy „They Sell the Monkey, It’s Rock’n’roll”, ale też elementy folkowe, pojawiające się chociażby dzięki instrumentarium dziewczyn z Enchanted Hunters. Po trzecie, szersze jest tutaj spektrum pomysłów. Wspomniany duet, Lætitia Sadier, Popsysze, szalony saksofon Raya Dickatego, zawadiacki Jakub Kozak czy Joanna i Kuźma. Te wszystkie elementy słychać i doskonale ukazują różnorodność pomysłów zespołu. Po czwarte, dziewczyny. To do tej pory najbardziej wzmocniony przez płeć piękną skład i to również odbija się w muzyce. Mało jest tu nudnego patosu, a więcej swobody, luzu, zwiewności, piosenkowych form. To wiąże się z powodem piątym, wokalami. Śpiewa zarówno Lætitia, Jarek Marciszewski, ale też Joanna Kuźma, Gosia Penkalla i Magda Gajdzica. Dwie ostatnie do perfekcji opanowały w swoim zespole sztukę wokali, ich modyfikacji, budowania chórków i operowania ciekawą barwa. Damska przewaga w sferze wokalnej wzmacnia przekaz muzyki.

Warsztaty podczas festiwalu Spacefest są czymś wyjątkowym na skalę światową i z roku na rok ich efekty zdają się prezentować coraz lepiej. Odsłona nr 3 kumuluje w sobie to, co w tym projekcie najcenniejsze – najbardziej zróżnicowane grono muzyków, ale także największy wachlarz pomysłów. To ciekawe dla słuchacza, który mierzy się z czymś brzmiącym bardziej świeżo niż poprzednie dwa wydawnictwa, ale też dla samych artystów, którzy bardzo często musieli zmierzyć się z zupełnie innymi metodami kompozycji niż na co dzień. Efekt jest więc ciekawy i zaskakujący dla wszystkich.

[Jakub Knera]