Od pierwszych sekund „Tajne i głębie” słychać że Tundra jest już w innym miejscu niż na płycie „Anekumena”. Chociaż forma utworów – rozwlekłe i transowe kompozycje – pozostaje ta sama, to duet często dochodzi do ich finalnych konstrukcji z innej strony. „Half Moon” zaczyna się sprzężeniem gitar, trochę jazgotliwym dźwiękiem, muzycznym zawieszeniem, gęstą tkanką, inną od onirycznych i odrobinę folkowych pejzaży jakie zespół malował wcześniej. Pierwsze długogrające wydawnictwo Tundry to porzucenie akustycznych dźwięków i przeszkadzajek na rzecz ambientowego brzmienia klawiszy i zapętlonych dronowych gitar. To muzyka silnie medytacyjna, a jednak nie posiadająca takiej lekkości jak poprzedni album, co nie jest wcale zarzutem. „Tajne i głębie” to płyta złożona z innych brzmień, innych środków i muzycznych wariacji. Punktem wyjścia dla kompozycji były improwizacje – w wielu momentach zespół bliski jest eksperymentalnym dokonaniom zespołów rockowych, wykorzystując gitary w niekonwencjonalny sposób. To co u gitarowych kapel jest błędem, chwilą na przestrojenie, Tundra wykorzystuje jako trzon utworów – doskonale słychac to w budującym drugi plan „Wędrujących kamieni” rzeżeniu elektrycznej gitary, która za chwilę zostaje uzupełniona brzmieniem równomiernego stukania przeszkadzajek. W obu częściach „Powrotu” zespół snuje ambientowe tła – na początku w bardziej subtelnej wersji, wzbogacone szmerami i zakłóceniami, a w drugiej wersji w niemalże metalowej, ciężkiej dronowej odsłonie. „Wrzosowiska” to błądzenie na polu, przemierzanie pustki – chłodne brzmień działają obezwładniająco i najlepiej chyba nawiązują do geograficznego krajobrazu tundry. „Tajne i głębie” to kolejny etap w działalności Krzysztofa Joczyna i Dawida Adrjanczyka, w dużej mierze dookreślony przez gitarowe fascynacje tego drugiego, obecne chociażby w jego projekcie Akpatok. Duet wychodzi od improwizacji, w twórczy sposób łącząc brzmienia elektroniczne z samplami i delikatnymi akustycznymi ornamentami. Mniej tutaj folku, za to więcej przestrzeni i rozbudowanego brzmienia, czasem przypominającego monumentalne konstrukcje artystów z Kranky Records. Tundra jest w bardzo dobrej formie i nieustannie ewoluuje, nie wpada w kliszę swoich dokonań, wciąż eksperymentuje.

[Jakub Knera]