Wiele czasu minęło od premiery książki „ADHD” i momentu, kiedy do mnie dotarła (nie do końca podoba mi się jednak ten tytuł, o czym swego czasu dobrze napisał Jarek Szubrycht). Ale to wydawnictwo obszerne, bardzo rozbudowane i niełatwe do szybkiego zapoznania się z nim. Przez to, trochę przypomina mi pozycję „Chłepcąc ciekły hel” Sebastiana Reraka – ze względu na objętość, ale także niezwykle szeroki okres czasu, który obejmuje. Mają z resztą obie te książki elementy wspólne – bohaterów, miejsce akcji i następujące po sobie historie. W pewien sposób traktuję z resztą „ADHD” jako epilog, domknięcie tego co w książce Reraka się pojawiło. W końcu mówiąc o yassie, Tymona Tymańskiego wymienia się zawsze na samym początku, to jeden z prekursorów tego gatunku czy raczej stylu życia i bycia, który kiełkował w Trójmieście w latach 90.

Jednak jego autobiografia sięga o wiele dalej – Tymański nim zacznie mówić o muzyce, opowiada o swojej rodzinie, zwłaszcza rodzicach, niejako budując przed Księżykiem, a także czytelnikiem cały background, to co ukształtowało go jako późniejszego twórcę i muzyka. Na pytania odpowiada sumiennie i skrupulatnie co, znając jego sposób wypowiedzi, może być zaskakujące, ponieważ bardzo często muzyk ten wypowiada się niemalże jak karabin maszynowy, przez co ciężko za nim nadążyć. Swojemu rozmówcy zwierza się jednak w detalach i opowiada o wszystkim. Tymański to kawał historii, ponieważ jego opowieść o życiu tego muzyka, jednocześnie jest mocno powiązana z rodzącą się sceną alternatywną, całemu zjawisku jakim był Totart, graniu jazzu, zespole Miłość, medytacji i praktykach zen, a wreszcie wszystkim jego kolejnym zespołom. To również epilog do innego dzieła – ubiegłorocznego filmu „Miłość” Filipa Dzierżawskiego. O ile zarówno ten obraz jak i książka Reraka na swój sposób były dziełami bardziej zobiektywizowanymi, przez mnogość głosów i wypowiadających się postaci – książka Reraka była wręcz dziełem encyklopedycznym – o tyle „ADHD” jest subiektywną wersją historii, przedstawieniem bardzo mocnego, skonkretyzowanego punktu widzenia muzyka, który może poszczycić się bardzo dużym dorobkiem.

To swoisty obraz ewolucji Tymańskiego, ukazanie jak zmieniał się pod wpływem yassu, relacji z Mikołajem Trzaską, Jackiem Olterem, Leszkiem Możdżerem, Sarą Brylewską, szalonych eskapad z totartowcami, czy wreszcie, rewolcie z Kurami. To mozaika wydarzeń i historii, bardzo szczerych i szczegółowych. To także komentarz, czasem gorzki to rzeczywistości w jakiej Tymański był i tej w jakiej jest obecnie. Patrzę na to wydawnictwo na dwa sposoby. Z jednej strony jest to historia muzyka, pisana trochę na zamówienie, bo Tymański w tej chwili raczej przyjmuje pozycję spadkową – dawno nie nagrał chociażby dobrej płyty, a ze swoimi aktualnymi zespołami jest daleko za podium, które zajmował z zespołem Miłość czy Kury, jest także daleko za swoimi kolegami z dawnego zespołu, Możdżer czy Trzaska. Ciężko znaleźć mi pretekst dla tej książki, bo chyba nie jest nią misternie i długo przygotowywany film „Polskie Gówno”, którym Tymański zdaje się mieć chęć powrotu do łask. „ADHD” sprawia wrażenie książki, która ma o nim przypomnieć, podobnie jak film „Miłość” zwrócić należne miejsce na scenie, które muzyk ustąpił już kilka lat temu młodszym artystom. Tymański trochę się błąka, a ta pozycja wydaje się być nadaniem tym błąkaniom kierunku, co nie jednak nie do końca się udaje.

Z drugiej strony jest to niezwykle cenna pozycja historyczna, która zwłaszcza z perspektywy Trójmiasta jest ważnym zapisem pewnej epoki i związanych z nią wydarzeń w świecie kultury. O trójmiejskiej scenie mówi i mówiło się różnie, zawsze wymieniając ją jako ważny ośrodek kulturalny. Dla wielu osób, to o czym opowiada Tymański, może być swoistym przypomnieniem dziejów, a dla innych odkryciem niesamowicie ważnej karty polskiej historii sceny niezależnej, która funkcjonuje obecnie diametralnie inaczej.

[Jakub Knera]