Trójmiejski goryl powraca z sześcioutworowym wydawnictwem, przewrotnie zatytułowanym „Humanity”. Ebo La Ape swoje witch-house’owe fascynacje rozwija na nim jeszcze bardziej – na albumie panuje mrok, jest tu pełno szmerów i pogłosów, a dość nierówne bity nie pozwalają się w tej muzyce na stale zakorzenić. Przeciwnie – często wybijają z rytmu przez swoją asymetryczność i ciągłą ewolucję. W kilku miejscach Ebo wplata w nagrania wokalizy, poddane modyfikacjom autotune, które – paradoskalnie, w odniesieniu do tytułu – pogłębiają wrażenie odhumanizowania tego materiału, podkreślają udział nowych technologii w procesie twórczym i elektroniczną dominację. Bardzo często najważniejszy nie jest tu pierwszy plan, ale to co dzieje się w tle, czyli mroczne dark-ambientowe pogłosy i dźwiękowe tła, które stanowią o istocie tego materiału. Na ten trzon dochodzi połamana sekcja rytmiczna, bardziej dopełniająca materiał niźli stanowiąca o jego istocie. Muzyka Ebo jest bardzo gęsta i duszna, przez co nie sprawdza się jeśli trwa zbyt długo zarówno w wersji studyjnej jak i koncertowej. Dlatego intuicyjnie dobrym posunięciem jest umieszczenie tylko 6 utworów, których w tym wypadku jest wystarczając dużo – materiał nie zaczyna nużyć i świetnie obrazuje muzyczne pomysły goryla.

[Jakub Knera]