Wielce prawdopodobne, że gdyby najnowszy materiał Perfect Beauty ukazał się rok wcześniej, brzmiałby diametralnie inaczej w warstwie stylistycznej. Jeszcze do niedawna było to twór stricte elektroniczny i penetrujący zupełnie odmienne obszary brzmieniowe. Teraz, w wyniku trwającej ewolucji i kilkuletniej przerwy to jednoosobowe przedsięwzięcie zyskało posmak drone i doom metalu, bardzo ciekawego formalnie i koncepcyjnie. „Obsidian” nie jest muzyką dronową per se, inspiracje dokonaniami chociażby Sunn O))) są tu może wyczuwalne, ale utwory przyjmują zupełnie inną formę – zamiast rzężenia i niskich tonów, do głosu dochodzą tu pociągnięcia na strunach i wygrywane powtarzalne ciężkie frazy. Całość zlewa się w płynny, ociężały doom, w odmętach którego pojawiają się drobne rozwiązania melodyjne, których celem raczej jest urozmaicenie formuły brzmieniowej. Szkoda, bo jednostajne, niskie drony mogłyby dodać ciekawego posmaku, jednocześnie ukazując co Perfect Beauty ma w tej dziedzinie to powiedzenia. Jednak pomimo tego jest całkiem dobrze – „Obsidian” w zbyt dużym stopniu jest na swój sposób przebojowe, to w koncu rozwijające się, zwarte narracyjnie utwory. Ale jest w nich coś szalenie przyciągającego, obezwładniającego, a jednocześnie spójnego, co sprawia, że ten cięzki materiał jest zarówno przytłaczający, ale na swój sposób także liryczny i bardzo melancholijny.

[Jakub Knera]