Chociaż „Chmurniki”, drugie wydawnictwo zespołu ROD, w kilku miejscach mogą razić zbytnio dyskotekowym bitem, który nie zawsze wydaje się najbardziej wyszukany i adekwatny, a czasem męczy prostotą i trochę atakująca formą, to płyta ta ukazuje zespół w pełni świadomy swojego języka. Kwintet z Wejherowa przyjmuje w pewnym stopniu formę współczesnych bardów, którzy za oręż nie biorą gitary akustycznej, lub – w bardziej nowoczesnej wersji – hip hopowych bitów i nie rymują. ROD ponownie trafnie łączą elektroniczne brzmienia z elementami folku w postaci różnej maści fujarek. Ta forma wciąż wymaga dopracowania – rytmicznie to materiał nie do końca zróżnicowany, co czasem męczy, ale jeśli pojawiają się mielizny, wynagradzają to liryki. Michał Mokrzycki bardzo dobrze radzi sobie z komentowaniem bieżącej rzeczywistości i popkultury. Trochę na modłę tradycyjnego obrzędu śpiewa o końcu zimy (piszę to w momencie, kiedy śnieg zupełnie zniknął z ulic) w „Przesileniach”. Wyrzuca z siebie teksty z prędkością karabinu w akompaniamencie przestrzennych, pełnych delayów wokaliz Zuzanny Ostrowskiej: „niech się wreszcie zazielenia/wszak wytchnienia tak pragnie ziemia”. W bardziej dubowej odsłonie zagadkowego „1:0” (polecam rozszyfrować zagadkę co oznacza ten tytuł) deklamuje o różnicy pokoleń, postępie technologicznym i tym co zjawiska owe przynoszą. Takie teksty jak „w radzie starszych trzech sześciolatków uczą instrukcji obsługi iphone’a” (…) „nie święty krąg, a świecki prostokąt służy za transfer wyobrażeń”, a zaraz później „dziadki jak dziatki na tabliczkach z gliny robią notatki” są zabójczo trafne i dawno nie słyszałem, aby ktokolwiek używając tak bogatego zasobu metafor, celnie puentował zjawiska społeczne. ROD ma trzy cechy, których wielu młodym zespołom brakuje: pomysł na siebie, formę w którą potrafi go ubrać, a także – co niemniej ważne – treść, która jest komunikatywna i nie porusza błahych tematów. To wszystko słychać na tej płycie.

[Jakub Knera]