Nie ukrywam, że nigdy specjalnie nie przepadałem za zespołem Kobiety. I kiedy wszyscy piali, że to grupa, która w Polsce odkryła coś takiego jak avant pop, dla mnie byli wręcz usposobieniem przeciętności. Ich piosenek po prostu się słuchało, może kilka bardziej wpadało w ucho („Doskonale tracę czas”, „Marcello”), ale poza tym zawsze postrzegałem ten zespół jako skład, który śpiewa fajne piosenki, czasem z nie najgorszymi tekstami, ale jednak są to utwory, które jednym uchem wpadają, a drugim wypadają. Czasem różnicowali instrumentarium, które zyskiwało na brzmieniu przede wszystkim dzięki marimbie Pawła Nowickiego, ale pomimo tego nie było to dla mnie zespół żywy, pełen pomysłów na piosenki, które byłyby czymś więcej niż fajną melodią z tekstem. Nigdy nie rozumiałem zachwytów nad kolejnymi płytami tej formacji, która być może odzwierciedlała pewne polskie wyobrażenia co do zespołu prezentującego w-miarę-dobry-pop, a może po prostu nie trafiła w mój gust.

Z zainteresowaniem przyjąłem więc informację o tym, że lider zespołu planuje solowy album pod szyldem Nawrocki Folk Computer Blues Band. Na początku należy zaznaczyć, że tak dużo tego komputera i elektroniki wcale nie ma, a i muzycznie projekt ten przesadnie nie różni się od jego rodzimej formacji. Owszem, nastrój tego albumu jest nieco cięższy niż dosyć radosne płyty Kobiet, Nawrocki zmienia się w barda, który snuje rozmyślania nad krajem, rzzeczywistością, tym co go otacza. Często w melancholijny sposób ocenia rzeczywistość czy międzyludzkie relacje. Rzadko kiedy ironizuje, sporadycznie puszcza oko, raczej snuje refleksyjne myśli, które jednak rzadko kiedy przyjmują ton, przemawiający do słuchacza w większym stopniu – jeśli już mu się to udaje to najlepszy efekt zostaje osiągnięty w zamykającym płytę utworze „Duchy”. Trochę dadaistyczny tekst ma siłę i moc, ale to trochę mało jak na wcześniejsze liryki, które zbyt często są dla mnie trochę grafomańsko przerysowane i raczej serwują proste rozwiązania rymów niż bardziej dojrzały przekaz. Jest w tym próba wyciągnięcia ukrytej głębi, ale mimo wszystko poprzez formę dochodzi tu trochę do samoośmieszenia materiału, przez co nie jestem w stanie traktować go poważniej jako próbę ciekawej i wartościowej wypowiedzi. Chociaż przyznam, że to materiał ciekawszy niż dotychczasowe nagrania Kobiet.

[Jakub Knera]