Ile Kaszubów w Kaszëbë?

Wyczekiwałem koncertu Kaszëbë II z niecierpliwością, ponieważ od pierwszej płyty tego zespołu, przechodził on spore przeobrażenia, co było widać zwłaszcza podczas koncertów. Ostatni widziałem skład Ola Walickiego w styczniu 2012 roku co z perspektywy września AD 2013 jest dosyć odległym czasem. Przetasowania w składzie – zamiast Ani Karamon i Oli Nowak, które były już kolejną odsłoną zespołu pojawił się M.Bunio.S znany chociażby z D4D – pokazały, że koncepcja ewoluuje. W sobotniej odsłonie objawił się w formie męskiego kwartetu, z mocnymi graczami w drugim planie: Kubą Staruszkiewiczem oraz Piotrem Pawlakiem oraz bardziej pierwszoplanowymi muzykami czyli Buniem i liderem. Koncert w Oliwie ukazał zespół w mocnej fazie przygotowań, nie do końca określony, wydawałoby się, że nie zawsze pewny tego co i jak chce powiedzieć. Piotr Pawlak, który w zasadzie nie gra regularnych koncertów ze swoją gitarą z masa efektów zginął gdzieś pod napływem dźwięków pozostałych muzyków. Przysłonił go Bunio, który świetnie uzupełniał brzmienie zespołu elektronicznymi wstawkami z samplera, ale niestety trochę psuł swoimi wokalizami – coś co sprawdza się w Dick4Dick, niekoniecznie wpasowuje się w konwencję Kaszëbë II. Na całe szczęście nie zaśpiewał „Kaszëbsczé Nótë”, ale mam wątpliwości czy ten zespół – z Kaszubami łącząc się powierzchownie jedynie w warstwie tekstowej – ma rację bytu pod tą nazwą. Sytuacja podobna do tej z 2009 roku, kiedy zespół „Miłość” wystąpił na Off Festivalu z zaledwie dwoma muzykami z oryginalnego składu. Na dodatek teksty często pozostawiały wiele do życzenia – vide liryki Tymańskiego (pozostali autorzy to m.in. Grzegorz Nawrocki czy Dorota Masłowska), przygotowane jakby trochę na poczekaniu i bez pomysłu. Doskonałe wrażenie zrobił natomiast sam lider zespołu – warstwa muzyczna kompozycji brzmi ciekawie, chociaż wymaga dopracowania. Gęste basowe riffy świetnie współgrają z przestrzenną gitarą Pawlaka i rozimprowizowaną perkusją Kuby Staruszkiewicza – bardzo często lokując się na pograniczu folku ale też rocka psychodelicznego doby lat 60. Na dodatek Walicki całkowicie zaskoczył i zachwycił mnie swoim wokalem – czystym, nietypowym, o bardzo wysokich rejestrach, ale to właśnie on (niepotrzebnie zakłócany wokalizami Bunia) dodawał muzyce niesamowitego kolorytu i piękna. To był zdecydowanie najmocniejszy punkt całego koncertu. Trochę w zespole rozmywa się jednak koncepcja „kaszubskości”, pierwiastka który u genezy świadczył o jego powstaniu (jedynym mocnym punktem odwołującym się do tego etapu był utwór „Wedle Puga”). Całość brzmi nieźle, ale czy pod tym szyldem? Mam wątpliwości, ale czas pokaże w jakim kierunku zespół ten będzie podążać.

Olo Walicki Kaszëbë II, Dziedziniec Pałacu Opatów, Gdańsk, 28.09.13

[Jakub Knera]