BNNT jako rzeźba dźwiękowa.

BNNT istnieje już niemal dwa lata, więc przedstawianie tego zespołu nie ma większego sensu – najlepiej posłuchać, zobaczyć na żywo, może trochę przeczytać tu jak o sobie mówią.

Widziałem już ich kilka koncertów, za każdym razem w innej przestrzeni, ale poniedziałkowy występ czy też demotaż w CSW Łaźnia zasługuje na szczególną uwagę. BNNT wystąpiło tam na zamknięcie wystawy S.T.R.H. Konrada Smoleńskiego. Zespół rozstawił się pomiędzy drabinami, częściowo zdemontowanymi ogromnymi dźwiękowymi wieżami, wchodzącymi w skład instalacji. przyznaję, spodziewałem się, że BNNT w przestrzeni galeryjnej się nie sprawdzi, ale w tej sytuacji ponad 90 minutowego występu zabrzmieli doskonale i nadając kolejny kontekst swojej twórczości.

„To jest rzeźba” – wypowiedź Konrada Smoleńskiego w tekście kuratorskiego Daniela Muzyczuka utkwił mi w pamięci i w Łaźni momentalnie wypełnił się treścią. Do tej pory zazwyczaj „koncertowali” w przestrzeniach publicznych, będąc pod wpływem interakcji, nieplanowanych zachowań ludzi, dopasowującego się lub nie otoczenia, wpływając na nie i zakłócając jego spokój. W przestrzeni galeryjnej, zaaranżowanym otoczeniu, BNNT stali się instalacją, dźwiękową rzeźbą, zdecydowanie wymykającą się klasyfikacji jako tradycyjny koncert, tym bardziej dlatego że zagrali na zamykanej, demontowanej wystawie, niejako na polu bitwny, w miejscu remontu, porozrzucanych części, drabin i drobnych elementów. Swobodna improwizacja łącząca surową, akustyczną perkusję i dwie bomby – gitary Smoleńskiego na przemian rzężące dronowo lub atakujące kaskadą gitarowych riffów, brzmiały niezwykle mięsiście. Elektryczne sprzężenie, rozedrganie i trwanie dźwięku kontrastowało z rytmiczną, organiczną perkusją, regularnie wygrywającą plemienne rytmy do których Smoleński tańczył z ogromnym, skonstruowanym przez siebie instrumentem. Duet wypełnił dźwiękiem całą przestrzeń – hałas mieszał się z drganiami.

Muzyczuk w swoim tekście nawiązuje do mitycznej broni sonicznej powodującej niekontrolowaną defekację – BNNT takiej reakcji nie wywołało, ale drgania ich muzyki były odczuwalne na ciele (a przecież swego czasu Sunn O))) niskimi częstotliwościami sprawili, że słuchacze wymiotowali). Smoleński i Szwed stworzyli dźwiękowy sygnał – instalację, rzeźbę właśnie, która rezonuje, zamyka się w przestrzeni, a jednocześnie zyskuje niepowtarzalną auratyczność chwili i miejsca. Sala Łaźni, razem z rozstawionymi elementami – rusztowaniem drabinami, kwiatami – stworzyła pudło rezonansowe, wibrujący kubik, w którym wybrzmiewa dźwięk, wgryza się w nią i wprawia w drgania, wywołuje stan napięcia i niepokoju. To sytuacja nie do odtworzenia, kreująca wydarzenie, „dzianie się” dźwięku i jego interakcję ze słuchającą w skupieniu publicznością. Pojawienie się BNNT w przestrzeni galeryjnej to kolejna forma działalności BNNT (ale nie była to pierwsza tego typu sytuacja), w tym wypadku pozbawiona kontekstu przestrzeni publicznej jak dotychczas, wyrzucona z sali koncertowej. BNNT byli instalacją. Dziali się i oddziaływali, wychodząc poza sztywne ramy pojęcia „koncert”. Dźwiękowa rzeźba w kontekście galeryjnym zyskała kolejne oblicze, rezonując dźwiękiem w powietrzu i uszach zgromadzonych osób.

BNNT, CSW Łaźnia, Gdańsk, 19.08.13.

[Jakub Knera]