O tym jak wielkie trzeba mieć doświadczenie, żeby wspólnie improwizować.

Sopocka Willa FSC takich tłumów w swoim wnętrzu na koncercie muzyki improwizowanej jeszcze chyba nie widziała. Ponad 80 osób – albo spragnionych niespodziewanie muzyki free albo będących pod ogromnym wpływem filmu „Miłość”, w którym wystąpił jeden z grających tego wieczoru muzyków – szczelnie wypełniło małą salkę z zainteresowaniem przyglądając się pracy tria Mikołaj Trzaska, Tomek Gadecki i Oleg Dziewanowski. Bawili się świetnie, bo wielu z nich może z tego typu muzyką miało do czynienia po raz pierwszy, ale mnie dawno nie zmęczył tak żaden koncert. Nie chodzi tu nawet o muzyczne „poznawanie siebie” i rozgryzanie swojego języka, ale o chaos panujący na scenie przez przynajmniej pierwszą połowę koncertu. Kierunek wyznaczał lub próbował wyznaczać Trzaska – najpierw długimi dźwiękami naprzemiennie na saksofonie altowym a potem barytonowym (tak rzadko na nim gra, a brzmi fantastycznie!), a później bardziej zwiewnymi i rozbestwionymi melodyjkami. Doganiał do Gadecki, chcąc nie chcąc bardziej właśnie goniąc starszego stażem kompana, a niżeli próbując dopowiedzieć coś swoimi tenorowymi wstawkami i ciekawie go kontrapunktując. Dziewanowski znany jest ze swojego zamiłowania do rytmicznych, dosyć oklepanych struktur, zbyt często sprowadzających się do prostych, powtarzalnych bitów, które w muzyce improwizowanej mają sens gdy są podawane z rozmysłem, oszczędnie i wnoszą coś do wspólnej gry, a nie wtedy gdy co chwila rozpędzają kompozycje tworząc istną kakofonię. Saksofoniści grali swoje (z minuty na minutę coraz ciekawiej), a perkusista rozpędzał się w kierunku raczej rockowym, a nie swobodnej jazzowej improwizacji. Na tym ten koncert najbardziej ucierpiał – często dosyć kwadratowa gra muzyka drastycznie i niekorzystnie wpływa na finalny efekt, a jednocześnie nie pozwala rozkręcić się do końca pozostałym artystom. W drugiej części koncertu było już lepiej – trio pozostało raczej w estetyce rockowej, a Trzaska próbował wplatać w grę żydowskie wpływy bliskie temu co tworzy z Shofar czy melodyjne, bardziej zgrywające się z resztą muzyków struktury. To był ostateczny ratunek, zakończony pół-sukcesem, bo w pojedynkę ciężko było sfinalizować ten bądź co bądź oklaskiwany koncert, ale treściowo i dramaturgicznie, bardzo ciężki do strawienia, chaotyczny i niezbyt ciekawy.

Mikołaj Trzaska, Tomek Gadecki, Oleg Dziewanowski, Willa FSC, Sopot, 15.08.13.

[Jakub Knera]