Festiwal zmieniania i nadawania nowych kontekstów.

Tegoroczna odsłona festiwalu Streetwaves okazała się udana nie tylko ze względu na dobrą pogodę, ale przede wszystkim z powodu zestawu świetnych artystów – głównie muzycznych, którymi z perspektywy tej strony jestem najbardziej zainteresowany – występujących, jak kilka edycji zdążyło do tego przyzwyczaić,  w nieoczekiwanych lokalizacjach. Ta edycja imprezy unaoczniła, że najbardziej intrygującą, a jednocześnie interesującą częścią, jest operowanie kontekstem. Znajdywanie nieznanych do tej pory przez uczestników imprezy miejsc, to jedno, ale o wiele ważniejsze jest wprowadzanie w nie działań – performatywnych lub koncertowych, które z powodu otoczenia, przestrzeni, określonej publiczności, diametralnie zmieniają wydźwięk.

Bo przecież zupełnie inne wrażenie robi duet Borowski/Miegoń w przytulnej Desdemonie, a inne grając na jednym z wałów przy jednym z dopływów Motławy, tym bardziej kiedy wodne, zapętlone melodie uzupełnia prosty i dyskotekowy bit. Muzyka Napszykłat, występujący przy budynku z początku XIX wieku, który tworzy dla ich muzyki naturalny pogłos, zyskują wiele. Mimo tego, że ich koncert odbywa w ciągu dnia, wypadają diametralnie inaczej niż zazwyczaj, czyli w ciemności, przy towarzyszącemu ich grze oszczędnemu oświetleniu. Organizatorzy Streetwaves znajdują ciekawe lokalizacje i w nie wprowadzają artystów, którzy  muszą się z nimi zmierzyć, chcąc nie chcąc kreując przez to nową jakość. Solowy występ Michała Bieli na dachu garażu przy ulicy Zakopiańskiej przy grzejącym słońcu o godzinie 16 to doświadczenie zgoła inne niż po zmroku. I mimo iż jego muzyka według mnie nadaje się o wiele bardziej do słuchania w nocy, na Siedlcach bardzo dobrze się sprawdziła, co przypadło do gustu samemu gitarzyście. Hitem był koncert zespołu 19 Wiosen, który zagrał w sali bankietowej dawnego Hotelu Północnego. Absurdalny kicz zderzony z punkową estetyką ich muzyki w rezultacie był czymś niecodziennym, dziwnym, ale też efemerycznym, aktualnym tylko tu i w tej chwili.

Przypomina mi to instalacje dźwiękowe Pawła Kulczyńskiego, muzyka ze Śląska (swoją drogą – fajnie byłoby go zaprosić nad morze), który koncerty gra w opuszczonych postindustrialnych przestrzeniach na Śląsku, znacząco wpływających na finalne brzmienie muzyki. – Przestrzeń jest nieodłączną partnerką dźwięku, zarówno w sensie akustycznym, jak i muzycznym czy społecznym. Zawsze powstaje kontekst, czy to jest klub, przystanek, las czy windamówi Kulczyński i ma rację, o czym przekonali się muzycy Piętnastki, grający w podwórzu kamienicy przeznaczonej do wyburzenia w momencie, kiedy słońce świeciło tak, mocno, że niemal ich oślepiało. Dla niektórych zespołów, wyjątkowe i niecodzienne przestrzenie są wręcz wartością dodatnią na co dzień – Trupa Trupa sprawdza się na nich o wiele lepiej niż w standardowych salach klubów (niestety ich występ akustycy całkowicie zmasakrowali).

Streetwaves w tym roku pokazał ciekawe projekty, coraz szerzej sięgając w głąb polskiej muzyki alternatywnej, wielokrotnie zrywając z przyzwyczajeniami zarówno słuchaczy jak i wykonawców. Wzrasta także jakość artystyczna wielu punktów programu i to powinno być dla festiwalu siłą napędową. W końcu zaproszeni artyści mogą zarówno prezentować swoją dotychczasową twórczość w nieodkrytych miejscach, jak i tworzyć coś zupełnie nowego, specjalnie na potrzebę festiwalu i miejsc, w których zagrają, wykorzystując ów akustyczne i społeczne możliwości danych przestrzeni tylko raz, w zakamarkach ulic, parków lub podwórek dzielnic Gdańska, kryjących jeszcze masę tajemnic.

Festiwal Streetwaves, Olszynka i Siedlce, Gdańsk, 1-2.06.13.

[Jakub Knera]