Tomek Lipi Lipski już dawno ściął dready i przez to jakoś mimowolnie zyskał więcej powagi, przynajmniej z wyglądu. Nie twierdzę, że wcześniej teksty, które pisał, były beztroskie i banalne, ale w przypadku „Więźnia miłości” nagranego wspólnie ze składem Czemuś, przekaz wymaga skrupulatnej analizy i głębszego wsłuchania bo nie jest to rzecz banalna.

Muzyka jest tutaj dosyć frywolna, swobodna i lekka, tworzona w oparciu o folkowe i etniczne brzmienia gitar akustycznych, djembe, fletów czy shekere. Ale po zanurzeniu się w nią głębiej, ten kontrast świetnie współgra i uwypukla mocne, bardzo rozbudowane liryki.

Teksty czasem niby brzmią banalne, ale po powtarzaniu ich jak mantra, nabierają znaczenia i w prosty sposób mówią teoretycznie oczywiste rzeczy, jednak w nietypowej formie przekaz zyskuje. Chociażby w otwierającej płytę „Historii z buszu” kiedy mowa jest o komunikacji: „Zanim zaczniesz mówić, najpierw lepiej zacznij słuchać/Zanim zaczniesz patrzeć, zacznij najpierw widzieć”. Lipi potrafi zaskakująco trafnie operować poezją, chociażby porównując miłość do choroby w „Dżumie”: “moja miłość wsączy się jak jad/moja miłość sparaliżuje twoje serce”. „Homo sapiens” to z kolei próba określenia swojej tożsamości wobec innych zjawisk i osób w świecie. Lipi jest trochę miejskim bardem, który opowiada o życiu w mieście, będącym swego rodzaju dżunglą – trzeba w niej walczyć o przetrwanie i nie jest to łatwe. Czasem przybiera trochę pretensjonalny ton jak w “Synu elektryka”, ale czasem trafia w samo sedno, jak w „Męskiej terrorystycznej wojnie chemicznej”, kiedy jego tekst wywołuje nawet dreszcze.

[Jakub Knera]