Chłodny Tata z jednej strony opowiadają o swojej twórczości z przymrużeniem oka, jako inspiracje podając artystów wszelkiej maści: od Bee Gees, Franka Kimono i Wham! Z drugiej strony zaznaczają, że chcą nawiązywać do quasi kabaretowych wybryków Mitch&Mitch albo Dick4Dick. Ale niestety (albo stety) humor w muzyce należy podawać w rozsądnej dawce i z rozwagą. Podczas kiedy wspomniane przed chwilą dwie polskie kapele potrafią to robić (chociaż w niektórych odsłonach jest to już męczące), Chłodnemu Tacie nie do końca  się to udaje. Zespół żartuje sobie w tekstach, gra prostą muzykę, oscylującą gdzieś na granicy popu, elektroniki i disco, a jednak wypada trochę sztucznie. „Demo” to raptem dwa utwory, ale rażą mało ciekawymi kompozycjami, bardzo oklepanymi tekstami i tragicznymi rymami. Przytoczę jeden: „Jest dobrze, jest relax, jest klawo jak cholera/za każdym rogiem czeka kariera menedżera/kariera maklera, kariera modela/a jeśli nawet nie to zwycięstwo w milionerach”. Ja rozumiem, że humor, kpina z konwencji i stylizowane teksty, ale jednak droga do czegoś autentycznego i w miarę pomysłowego, powinna iść w innym kierunku. Warto pomyśleć co chce się powiedzieć i jak to zrobić, a że język polski nie jest łatwy przy tworzeniu muzyki, sprawia to że poprzeczka podskakuje dwukrotnie. Jednak nie jest to niemożliwe, co kilka składów w Polsce pokazało. Chłodnemu Tacie życzę więc powodzenia i solidnego planu przy nagrywaniu płyty, jeśli zespół taką planuje.

[Jakub Knera]