Funkcjonują już dziewięć lat i wciąż sprawia im to frajdę. Zagrali setki koncertów, uwielbiają być na scenie, można ich było także zobaczyć w programie „Must be the Music”. Majestic, bo o nich mowa, wiedzą jak rozbujać publiczność i trzeba przyznać, że doskonale im to wychodzi. Przed rocznicową trasą po Pomorzu na pytania Nowe Idzie Od Morza, odpowiada wokalista i trębacz zespołu, Michał Zaremba.
Jakub Knera: Będę szczery, nie przepadam za reggae. Tylko nie traktujcie tego osobiście! Spróbujcie mnie przekonać do tego gatunku – co jest w nim fajnego i co lubi w nim Majestic?
Michał Zaremba: Szczera odpowiedź: my też nie przepadamy za reggae. (śmiech) A tak poważnie, to widzimy w tym gatunku wielką energię, która po pierwsze posiada niesamowicie pozytywny ładunek, a po drugie powoduje że odbiorca szybko zaczyna się bujać w rytm dźwięków. Jak poczujesz tą energię to jest ona bardzo wciągająca i chce się ciągle „jeszcze”. Fakt, jak każdy gatunek, nie do każdego trafia, aczkolwiek na naszych koncertach bawią się i metalowcy, i punkowcy, i łysi, i ci z przesadnie długimi piórami…
Z drugiej strony Wasza nowa płyta, nie trzyma się kurczowo reggae. Są elementy rocka, masa trąbek i przeróżnych instrumentów. Jak w Waszym przypadku wygląda tworzenie utworów? Z jednej strony aranżacje Waszych instrumentów nie są przesadnie skomplikowane, ale ich mnogość powoduje bardzo bogate i zróżnicowane brzmienie.
Nigdy nie trzymaliśmy się kurczowo reggae. Reggae to także ideologia i pewna walka. My o nic nie walczymy, nie poruszamy typowo reggae’owych tekstów o Babilonie i Jah. Nie mamy dreadów, nikt z nas nie jest Rastafarianem. Staramy się grać coś swojego, a tylko opartego na rytmice reggae i ska. Stąd właśnie pojawiły się ostatnio np. mocniejsze elementy gitarowe. Szukamy na próbach „więcej energii”, którą będziemy mogli przekazać na koncertach. To one są naszym żywiołem. Metoda tworzenia utworów jest przeróżna, długo by można się rozpisywać na ten temat. Generalnie wszystko tworzymy wspólnie na próbach, analizujemy, nagrywamy, poprawiamy… i finalnie wychodzi to co słychać. To z założenia muzyka nieprzesadnie skomplikowana, trochę z dystansem, energetyczna i do zabawy, bo jesteśmy mocno koncertowym zespołem.
Gracie już bardzo długo i właśnie obchodzicie dziewiąte urodziny. Jak z takiej perspektywy patrzy się na zespół, tworzenie utworów, granie koncertów i wzajemną komunikację? Bywa ciężko? Czy w zespole coś znacząco zmieniło się przez ten okres?
Jak teraz spojrzę te dziewięć lat, to widzę bardzo długi czas i chyba naszym największym sukcesem jest to, że ciągle trwamy. Zagraliśmy ponad 400 koncertów, wystąpiliśmy na wielu festiwalach, mieliśmy możliwość pokazania się w telewizji… Ciągle przeżywamy wielką przygodę. Oczywiście, że bywa ciężko. Jesteśmy dość liczną grupą, bo prawie zawsze nas było sześciu, a to rodzi masę mniejszych i większych konfliktów, ale to normalne. Na przestrzeni tych lat naprawdę wiele się zmieniło: jesteśmy dużo starsi, bardziej dojrzali, doświadczeni życiowo i scenicznie. Ciągle się staramy rozwijać, pracować nad brzmieniem, jednak nieprzerwanie sprawia nam to wielką frajdę i bez Majestic nie wyobrażamy sobie życia.
Gracie 9 lat, ale „Przyzwoita” dopiero Wasza druga płyta. Jedna płyta na 4,5 roku to mało. Dlaczego tak to wygląda?
Na to składa się tylko jeden czynnik: CZAS. A konkretniej brak czasu… Nie traktujemy Majestic zawodowo, choć chcielibyśmy. W gąszczu naszych licznych koncertów często odpuszczamy próby i skupiamy się tylko na występach, bo w tym czujemy się najlepiej. Dodatkowo, mając doświadczenie z pierwszej płyty „Roop Rege”, która się ukazała w 2007 roku, postanowiliśmy poświęcić „Przyzwoitej” dużo więcej czasu. Myślę, że przyniosło to dobry efekt, bo jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Nie zaczęliśmy jeszcze pracować nad trzecią płytą i pewnie też będzie trzeba na nią sporo poczekać, obstawiamy październik 2021 roku.
Czy Majestic to zespół kabaretowy? Moim zdaniem nie, ale niektórzy mogą mieć takie wrażenie. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Chyba to zbyt dalekie porównanie, aczkolwiek rozumiem, że można odnieść czasami takie wrażenie. Podchodzimy do naszych występów z wielkim dystansem i próbujemy wprowadzić publiczność w stan permanentnego uśmiechu, stąd czasami metodą na to są dziwne teksty, które mówimy ze sceny. Lubimy to i chyba w tej materii nic się nie zmieni.
Dwa lata temu byliście półfinalistą programu „Must Be The Music”. Po co zespół z takim stażem idzie do takiego programu? Żeby się wybić, zobaczyć jak tam jest?
Na początku wahaliśmy się czy tam pójść. Zastanawialiśmy się nad plusami i minusami. Ale już teraz możemy śmiało powiedzieć, że był to nasz największy sukces medialny i każdemu kto się się nad tym zastanawia, możemy powiedzieć: nie wahaj się – idź! Zobaczyliśmy jak to wszystko funkcjonuje na tym najwyższym profesjonalnym poziomie, było to ogromne doświadczenie sceniczne. Oczywiście, że liczyliśmy, że się wybijemy. Naszym marzeniem jest utrzymywać się z grania i traktować to zawodowo, a do tego jest potrzebna w Polsce „powszechna rozpoznawalność”. Próbujemy różnych rzeczy i jedną z nich był ten występ. Mamy nadzieję, że kiedyś będziemy mogli rzucić nasze prace i skupić się tylko na koncertach, płytach, teledyskach… Wtedy premierę naszej trzeciej płyty z czystym sumieniem z roku 2021 będziemy mogli przesunąć na 2019. (śmiech)
Przeczytaj recenzję: Majestic „Przyzwoita”
W ciągu najbliższych dni zespół Majestic z okazji dziewiątych urodzin zagra trzy koncerty. W czwartek, 4 kwietnia wystąpi w Wydziale Remontowym w Gdańsku, 5 kwietnia w Barze Słonecznym w Pszczółkach, a 6 kwietnia w Texas Pub w Kościerzynie. Szczegóły w zakładce KONCERTY.