Maciek Wojcieszkiewicz świetnie łączy mnogość muzycznych stylistyk, począwszy od brzmiących new age’owo syntezatorów, po rytmikę i basy przypominające dokonania Hudsona Mohawke. Jednak nie zmierza za bardzo ani w jednym ani drugim kierunku, wypośrodkowując swoje fascynacje. Raz stawia na prosty bit z melodyjką w tle („Joy Valley”), kiedy indziej narastające, taneczne kompozycje ze zmodyfikowanymi wokalizami („Hu Man”), w których prym wiedzie pierwiastek technologii, dehumanizujący muzykę. Z drugiej strony, jak w „Yume”, buduje trzon kompozycji na zapętlonym loopie, który uzupełnia nierównymi, trochę „popsutymi” bitami, w bardziej awangardowy sposób stanowiącymi o sekcji rytmicznej, zamiast w prosty sposób tworząc rozbujany utwór. Muzyka na „Touch” ma potencjał taneczny ale nie do końca – Stendek bawi się kompozycjami, nie rozwija ich do końca, a czasem niespodziewanie je urywa, tworzy zalążki, nie pozwalając im do końca wybuchnąć i uderzyć z impetem. Z wyjątkiem finałowego , tytułowego utworu, najmocniejszego na całej płycie, nie buduje dramaturgii utworów w oczywisty i przewidywalny sposób, ale często zasadniczo ją zmienia, zrywając z przyzwyczajeniami słuchacza. Ma to swój urok, ale wielokrotnie działa na minus tych kompozycji, nie pozwalając im się do końca rozwinąć. „Touch” to jednak przede wszystkim fascynująca feria barw, zabaw dźwiękiem, rytmiką i mieszaniem sampli, zniekształcaniem wokaliz i podejścia do klejenia bitów.

[Jakub Knera]