drewnofromlas (pisane małą literą i z akcentem na przedostatnią sylabę) przygotowywali płytę dwa lata, a w wielu momentach brzmi tak, jakby była nagrywana zupełnie spontanicznie, niemal na setkę. Ale to zabieg celowy, mający na celu wywołanie właśnie takiego wrażenia. Akustyczne utwory o dubowej rytmice z masa efektów w tle zespół buduje tworząc całkiem swobodne ramy, do których muzycy wkładają poszczególne komponenty. Jak sami przyznają – tworzenie i aranżowanie utworów wychodzi od improwizacji, ale trwa na tyle długo, aż efekt końcowy pozbawiony jest przypadków. Z jednej strony to muzyka przestrzenna, z ciekawymi melodiami, błyszczącymi się gitarami, pełnymi pogłosów w tle, a z drugiej często oparta o motoryczną współpracę sekcji rytmicznej, która jest trzonem tych kompozycji. Ale nie do końca brzmi to spójnie – czasem kompozycje są za bardzo rozlazłe i brzmią jakby jednak nie do końca były doszlifowane. No i teksty, do których można się najbardziej przyczepić – za często sprawiają wrażenie spontanicznych, wymyślonych trochę na kolanie. Może to swego rodzaju odmiana freestyle’u? Przez fakt, że często są zbyt banalne, a zamiast wypełnienia ich treścią po brzegi, opierają się na powtórzeniach, „(tu wpisz tytuł)” (wolałbym jednak, żeby zespół sam wpisał tytuł) sporo traci.

[Jakub Knera]