Wiele osób, które skorzystało z Czarnego Pokoju, chciało podzielić się swoimi emocjami, wizjami i odczuciami. To miejsce zaczęło działać terapeutycznie. Dlatego zaopatrzyłem się w notes, w którym odbiorcy projektu mogą opisać swoje przeżycia i doświadczenia – opowiada Sylwester Gałuszka z Kolonii Artystów.

Cel Czarnego Pokoju – projektu zainicjowanego przed rokiem przez Kolonię Artystów jest prosty i trudny jednocześnie: słuchanie muzyki w miejscu przystosowanym akustycznie, w którym wygłuszone są bodźce wizualne i jakiekolwiek „przeszkody”. Utwory specjalnie na tę okazję przygotowują kompozytorzy i kompozytorki z Polski i Europy.

Projekt w ubiegłym roku odwiedziło kilkaset osób, w tym roku odbędzie się jego kontynuacja. Jego twórca, Sylwester Gałuszka został nominowany do nagrody Splendor Gedanensis. Opowiada o przebiegu pierwszej edycji, planach na drugą, a także właściwościach terapeutycznych projektu i doświadczeniach, jakimi dzielą się z nim odbiorcy i odbiorczynie.

JAKUB KNERA: Przed nami drugi sezon projektu Czarny Pokój. Czy jest coś, co po pierwszej odsłonie cię zaskoczyło?

SYLWESTER GAŁUSZKA: Aby odpowiedzieć na pytanie co mnie zaskoczyło, należy w kilku zdaniach opisać czym jest Czarny Pokój. To pierwsza w Polsce galeria audialna ze stałym programem sonicznym. Traktuję ją jako instalację dźwiękową, która ma swoją intymność: w środku panuje całkowita ciemność, a kompozycji dźwiękowych słuchamy na systemie kwadrofonicznym. Założeniem jest wyeliminowanie możliwości percepcji wzrokowej, skupienie się na wyłącznie na dźwięku. Zatopienie w ciemności jest formą negacji materii wizualnej.

To co mnie zaskoczyło po pierwszej odsłonie projektu, to otwartość ludzi na dzielenie się swoimi przeżyciami. Osobiście kultywuję emocjonalną oszczędność, dlatego zaskoczyło mnie, jak wiele osób – nieznajomych i znajomych, które skorzystało z Czarnego Pokoju – chciało podzielić się swoimi emocjami, wizjami i odczuciami. Nie spodziewałem się takich reakcji, nie było to moim zamiarem. Okazało się, że Czarny Pokój zaczął działać terapeutycznie – to miejsce gdzie czas płynie dla każdego inaczej, miejsce by spotkać się z dźwiękami ale też z samym sobą w otaczającej ciemności.

Po koncertach to się raczej nie zdarza?

Na koncertach w Kolonii jest zazwyczaj około 40-50 osób.  Po wysłuchaniu występu nieliczni podchodzą do wykonawcy i opowiadają o swoich odczuciach. Wydaje mi się, że w przypadku wydarzeń masowych zanika potrzeba dzielenia się przeżyciami. Najczęściej publiczność wychodzi na papierosa lub na spacer, aby przemyśleć usłyszane dźwięki. W Czarnym Pokoju sytuacja jest inna. Doświadczamy spotkania jeden na jeden: zarówno odbiorcy z dźwiękiem, słuchacza z samym sobą, a na koniec ze mną, ponieważ to ja otwieram i zamykam drzwi do Czarnego Pokoju. Prawie każda osoba, która stamtąd wychodzi, ma potrzebę dzielenia się swoimi odczuciami.

Dlatego zaopatrzyłem się w notes, w którym odbiorcy projektu mogą opisać swoje przeżycia i doświadczenia. Te zapisy stanów emocjonalnych to drugie życie projektu.

Czarny Pokój wystartował dwa lata po pandemii, która sprowokowała dyskusję: czy będziemy w ogóle chcieli doświadczać kultury kolektywnie i wychodzić z domu? Tymczasem tu dochodzi do paradoksu: ludzie wychodzą, żeby doświadczyć sztuki poza domem, ale w pojedynkę.

To, co jest najbardziej pociągające w tym projejkcie, to sytuacja uczestnictwa w czymś wyjątkowym. Tego nie można doświadczyć w domu, w pracy czy przestrzeni publicznej. Każda kompozycja jest dedykowana przestrzeni Czarnego Pokoju. Ich odtwarzanie i słuchanie tych w innych warunkach nie ma większego sensu, dlatego trzeba wyjść z domu i doświadczyć tych dźwięków w ciemności, siedząc lub leżąc na wygodnej sofie. A te kompozycje nie zawsze są tak przyjemne i relaksujące jak mogłoby się wydawać.

Zamiast tłumów, doświadczanie w samotności.

Jako organizator wydarzeń artystycznych dostrzegłem w ostatnich latach tendencję wśród instytucji kultury w Trójmieście promowania swoich wydarzeń na poziomie ilościowym: „Wielkie Otwarcie” , „Największy festiwal, który odwiedziło już kilkadziesiąt tysięcy ludzi”. Nie krytykuję tego, jednak Czarny Pokój idzie w drugą stronę, jakościową, chciałem zrobić coś możliwie najbardziej immersyjnego, dla pojedynczego odbiorcy lub odbiorczyni. W tłumie można dużo przeżyć, ale po okresie zamknięcia interesowało mnie, co wynieśliśmy dla siebie, co nam to dało, i czy nas zmieniło. Pozbawienie światła, przebywanie w nowym środowisku i zaoferowanie tylko dźwięku, stanowi o wyjątkowości tego doświadczenia. To minimalistyczna kameralność.

Zaskoczyło cię coś z tego, co przygotowali artyści i artystki? 

W pracy kuratora podczas pracy nad projektami najbardziej oczekuję tego elementu zaskoczenia. Na tym polega niesamowitość konstruowania każdego projektu artystycznego: coś nas może zaskoczyć pozytywnie lub negatywnie i musimy to w stu procentach przyjąć. Zaproszone osoby mają całkowitą swobodę w komponowaniu. Każda kompozycja powinna spełniać dwa kryteria: posiadać cztery ścieżki dźwiękowe zorientowane wedłg ustawienia czterech głośników i zawierać się w przedziale czasowym od 15 do 30 minut. Często dopiero w dniu premiery na kilka godzin przed otwarciem drzwi, słucham tych kompozycji pierwszy raz i zaskakujące za każdym razem jest to, gdy oczekiwania zderzają się z rzeczywistością. 

Podczas przygotowywania programu zależało mi, aby zaprosić osoby z Trójmiasta, z Polski i za granicy. Z pierwszej edycji mi w pamięci kompozycja duetu Podpora/Kohyt, która dawała poczucie przebywania w środku instrumentu. Uważam, że ten duet najbardziej wydobył możliwości techniczne sound systemu i przestrzeni. Nie było melodii, nie było powtarzalności, był pewien ciąg improwizacji. Drugą kompozycją, którą wspominam jest autorstwa Koenraada Eckera – nagrania terenowe z jego półrocznego pobytu w Afryce. Pamiętam spotkanie z mężczyzną z Francji, który trafił do Czarnego Pokoju z polecenia, będąc przejazdem w Gdańsku – te nagrania przypomniały mu jego dzieciństwo w Afryce, był autentycznie wzruszony.

Co nas czeka w tym roku?

W tym roku rozpoczynamy premierami z Trójmiasta – zagra Arek Krupiński, znany z nieistniejącego już zespołu Kciuk and the Fingers, ale ostatnio też autor muzyki do instalacji Ksawerego Kirklewskiego. Zaprosiłem kompozytorkę z Gdyni, Antonię Car, która w grudniu wydała przepiękny album w amerykańskiej wytwórni Time Released Sound & Time Sensitive Materials. W lipcu spotkamy się z dźwiękami kompozytora i gitarzysty Petara Petkova.

Osoby z Trójmiasta, mają możliwość zapoznania się z przestrzenią Czarnego Pokoju przed komponowaniem, co może być bardzo pomocne w akcie twórczym.

Pozostali artyści są z różnych krajów: zaprosiłem Aho Ssana z Paryża, który był na seansie w Czarnym Pokoju rok temu przy okazji koncertu na OSA Festival. Będzie też Jung an Tagen z Wiednia i na koniec Abigail Toll z Berlina, która grała na Drone Noise Ambient 2022 i miała okazję zapoznać się z tą przestrzenią.

Bardzo mnie interesuje czy to, że osoby zaproszone do drugiego sezonu Czarnego Pokoju, znają przestrzeń i doświadczyli go jako odbiorcy, będzie miało wpływ na ich kompozycje. Czy druga edycja będzie jeszcze bardziej immersyjna i medytacyjna? Czy może eksperymentalna i pulsacyjna, żywsza? Zależy mi, żeby traktować te kompozycje jakby tworzyły całość: przestrzeń, dźwięk, odbiorca. Czarny Pokój wpisuje się w tradycje sound-artu, a to co usłyszymy, pojawi się pod powiekami.

Nowe idzie od morza jest patronem medialnym projektu Czarny Pokój.