Album Eyot Tapes jest hipnotyzującą podróżą przez starannie skonstruowany egzotyczny krajobraz, nagraną przy użyciu loopów stworzonych na kasetach, efektów takich jak spring reverbs czy tape delays i syntezatora modularnego.
Mija 11 lat odkąd istnieje niezwykłej wytwórnia Muscut, która poszukuje muzyki nieoczywistej, hauntologicznej, tworzonej zazwyczaj wyłącznie analogowo. Założył ją Nikolaienko, którego ostatnia płyta, hipnotyzująca Nostalgia Por Mesozóica roku, jest rodzajem wyobrażonej ścieżki dźwiękowej do muzeum archeologicznego. Ukraińska wytwórnia zainspirowała Alexandra Greena, angielskiego producenta, który szerszemu gronu może być znany jako Boddika, założyciel labelu Nonplus Records, do założenia swojego nowego projektu Eyot Tapes. Jego album, Paradise Lost, to wielowarstwowa psychodeliczna opowieść nagrana przy użyciu loopów stworzonychna kasetach, syntezatora modularnego czy takich efektów jak spring reverbs albo tape delays.
Pierwsze, co przykuwa uwagę to abstrakcyjna atmosfera, ale wśród psychodelicznych brzmień syntezatorów czy pogłosów można znaleźć wiele ukrytych perełek. „Ajor”, senny 'ambient-pop’ z quasi rytmem, elektronicznymi plamami i nagraniami terenowymi, przypomina ścieżki dźwiękowe z bajek odkryte na nowo przez wytwórnię Finders Keepers, którzy odkrywają muzyką wyjątkową w brzmieniu. Jak chociażby nagrania Graeme Millera i Steve’a Shilla do bajek Muminki z oryginalną, analogową produkcją i kwaśnymi melodiami. „Open the books” ma subtelną linię basową, której towarzyszy skrzeczenie ptaków, później przechodzące w linie elektroniczne z pogłosem, który prowadzi do ciszy. Artysta twierdzi, że czerpie inspirację z opowiadań Edgara Rice’a Burroughsa, znanego z serii książek przygodowych i fantasy, w których występują takie znane postacie jak Tarzan i John Carter. Słuchając tego utworu, wyobrażam sobie to alternatywną ścieżkę dźwiękową do wyprawy kapitan Willard, który rzeką Nùng płynie do pułkownika Kurtza w „Apocalypse Now” Francisa Forda Coppoli.
Podróż do nieodkrytych miejsc jest podkreślona w tytułach opowiadań, które wyglądają jak kolejne rozdziały książki. Eyot Tapes serwuje nawiedzone, medytacyjne pętle i melodie; album jest zamglony i surrealistyczny. Ten element vintage – dźwięk rozkładającej się taśmy magnetofonowej czy wirujących pętli – słychać, gdy pojawiają się zniekształcenia, jak w „Path of Snakes”, gdy kompozycja zostaje w pewnym momencie spowolniona z motywami syntezatorowymi w tle; pod koniec sprawia wrażenie wkręconej taśmy. Na „Lagoon” pojawiają się statyczne, niewyraźne partie – są hipnotyczne w sposób, w jaki Philip Jeck tworzył Loopholes na gramofonach i starych winylach. W „Mama Gone” pojawiają się pulsacje, szumy radiowe, syntezatorowe pasma i rozbryzgane motywy elektroniczne, a w „Grog” dubowe powidoki.
Paradise Lost można by ładko zaszufladkować jako ambient. Jednak dzieje się tam zbyt wiele w tle: odgłosy natury, nieoczywisty rytm bez bitów, a także częste wykorzystanie efektu spring reverbs, który wywołuje wrażenie nieznanej przestrzeni pełnej pogłosu. Analogowe nagranie, kontrolowane ręcznie i bez oprogramowania, jest otwarte na niedoskonałości i błędy, co nadaje mu jedyny w swoim rodzaju charakter; nieoszlifowana produkcja jest jego zaletą. Muzyka rozwija się nielinearnie, przypominając instalację dźwiękową. Każdy utwór jest jak inny pokój lub miejsce, które można sobie wyobrazić tylko na bazie niezwykle plastycznie stworzonych kompozycji, tworzących wyimaginowany, egzotyczny krajobraz.
EYOT TAPES, Paradise Lost, Muscut.