W Polsce jest coraz więcej promotorów, a publiczność ma coraz szerszy gust muzyczny. Poza tym rośnie całe nowe pokolenie przyszłych bookerów, managerów i koordynatorów. Mamy ciekawe czasy – dziś wypowiada się Paweł Trzciński z Distorted Animals Booking. To ostatni głos w ramach dyskusji „Jak organizować koncerty?”. Jutro na Nowe idzie od morza pojawi się podsumowanie całego cyklu.
Cieszę się, że wywiązała się dyskusja na temat „rynku” koncertowego w Polsce. Na co dzień zajmuje się polskimi zespołami jako manager i booker, poza tym organizuję w naszym kraju koncerty i trasy artystom zagranicznym. Nie mam jednego modelu współpracy. Albo zajmuję się zespołem od A do Z, wyłączając wydawanie płyt, albo sam organizuję koncerty komuś zza granicy, albo jestem osoba pośredniczącą między zespołem, a lokalnymi klubami i promotorami. Możliwości jest wiele, w zależności od czasu, bo działam głównie sam, jak i mojego emocjonalnego zaangażowania w muzykę danego zespołu, czyli czynnika motywacyjnego.
Czy młode zespoły powinny grac za stawkę? Jeśli nikt o nich nie słyszał, nagrali płytę w garażu, umieścili kilka utworów w internecie i oczekują, że przyjeżdżając do innego miasta zarobią po kilkaset złotych na głowę – odpowiedź brzmi nie. Oczywiście, czarne owce zdarzają się wszędzie, podobnie jak ludzie, którzy nie mają pojęcia co robią – czy są to rozczarowani muzycy, nieudolni managerowie i właściciele klubów, czy niepoważni promotorzy. Najlepsze co może zrobić taki młody zespół, to poszukać miejsc, w których ludzie aktywnie działają, jest ich w naszym kraju trochę. Takie miejsca mają swoją publiczność – ludzie je odwiedzają, bo wiedzą, że znajdą tam coś nowego i fajnego. Dzięki temu klub może wtedy nawet z kosztów z baru opłacić taki młody zespół, który zagra koncert w fajnym miejscu i wszyscy będą zadowoleni. Sytuacja zmienia się co roku diametralnie i nie ma co się oszukiwać, że zespołów jest coraz mniej. Dobrej muzyki w Polsce jest coraz więcej i pewnie za chwilę może nas czekać klęska urodzaju, bo nowych dobrych miejsc tak wiele nie przebywa – ich wykreowanie to proces wymagający czasu.
Jeśli chcemy się porównywać z potęgami koncertowymi jak Niemcy czy Wielka Brytania to trzeba pamiętać, że tam też często gęsto gra się za grosze. Na Wyspach, gdzie stężenie zespołów wynosi piętnaście na metr kwadratowy, są miejsca, w których dana kapela musi sama zapłacić, żeby się zaprezentować, o promocji już nie wspomnę.
Niech nikt nie oczekuje, że startując, wszystko będzie mu dane z góry – najpierw trzeba pokazać czy jest się czegoś wartym. Zdarzało mi się dopłacać do organizowanych wydarzeń, więc następnym razem starałem się o publiczność dwa razy bardziej. W tej chwili nie mogę narzekać – jest siatka miejsc i ludzi, z którymi mówimy tym samym językiem i nie musimy gadać o detalach, bo każdy zna się na swojej robocie i nie trzeba mu tłumaczyć, że to normalne, żeby muzykom zapewnić obiad. Organizacja alternatywnych koncertów nie musi być tylko kosztownym hobby, może być pracą i zawodem. W Polsce jest coraz więcej promotorów, a publiczność ma coraz szerszy gust muzyczny, który pozwala mi na sprowadzanie ulubionych projektów do Polski; rośnie całe nowe pokolenie przyszłych bookerów, managerów i koordynatorów. Mamy ciekawe czasy.
Natomiast wielką bolączką, na która chciałem tu zwrócić uwagę są miejskie, gminne i regionalne ośrodki kultury. Tu, poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami, trafiam od wielu lat na mur – mentalny, organizacyjny, czy zwyczajnie mur wynikający ze specyficznego gustu. Tajemniczy pracownicy tych placówek wydają publiczne pieniądze na zagadkowe koncerty, na które trafia garstka osób. To dzieje się już od kilku lat i cieszę się chociażby z akcji prześwietlania domów kultury. Ludzi, których siedzą tam za karę, naprawdę nie potrzebujemy. Niech zajrzą do Internetu, zobaczą co dzieje się pod ich nosem, niech zaproszą młode zespoły do siebie, udostępnią im salę prób, odkurzą sprzęt i zorganizują koncert. Śmiało mogę stwierdzić, że w każdym mieście powiatowym w Polsce jest co najmniej jeden ciekawy projekt muzyczny. Na szczęście widzę, że i ten mur pęka. Idzie nowe, nie tylko od morza.
[Paweł Trzciński]
—————————————————————————————————————————————————————————————————————————————
Czy normą jest ustalanie określonej stawki honorarium dla zespołu przed koncertem? Jak wygląda promocja koncertów w Trójmieście i współpraca ze sponsorami? W dziale „Odbicia” miała miejsce dyskusja, w której wypowiedzieli się właściciele klubów, animatorzy i przedstawiciele instytucji publicznych z Trójmiasta a także spoza tej metropolii.
- PODSUMOWANIE DYSKUSJI
- Michał Borkiewicz: Kluczem do sukcesu jest uczciwość i wzajemne zaufanie
- Robert Chmielewski: To ważne, że są ludzie, którym chce się organizować koncerty
- Igor Nikiforow: Nikt nas nie uczył jak działać, a jest coraz lepiej
- Karol Hebanowski: Pewne koncerty warto robić dla higieny psychicznej
- Piotr „Łata” Łatyszew: Dobry zespół sam będzie dyktować warunki
- Aleksandra Trzaska: Zaufanych klubów jest jak na lekarstwo
- Magdalena Stasiak: Start za darmo to naturalne sito wolnego rynku
- Bartosz „Boro” Borowski: Na niekomercyjnej muzyce nie da się zarobić
- Magdalena Renk-Grabowska: Klub musi działać i mieć na siebie pomysł
- Arkadiusz Hronowski: Jak organizować koncerty?
[Fotografia u góry: Jan Ensztein]