Marcel Baliński debiutuje ze swoim trio płytą osobną, liryczną, pełną przekomarzań się z możliwościami trio jazowego. Trio_io pokazuje jak inaczej myśleć o współczesnej improwizacji.
Marcel Baliński współtworzy grupy RASP Lovers, Entropia Ensemble i Jerry & the Pelican System. Poznałem go przy okazji koncertu tego ostatniego, za to żałuję, że nie widziałem grającego z własnym trio. 2022 roku przynosi ich debiutancki album w pełni skomponowany przez tego łódzkiego pianistę. No właśnie, pianistę, na co w Polsce myślimy: Komeda, Możdżer, a dalej Masecki. Ostatnio o tym pianistycznym idiomie opowiadał mi Grzegorz Tarwid. Baliński bywa porównany do dwójki najmłodszych z wymienionych – przez wzgląd na styl gry, międzygatunkowe lawirowanie, ale też luz. Owszem, czuć go na każdym kroku, ale kiedy słucham albumu Opalenizna i wiatr, bardziej niż muzyczną ekwilibrystykę, czuję granie osobne, trochę jakby obok tego, co dzieje się na dzisiejszej scenie scenie. Okładka przypomina animacje Mariusza Wilczyńskiego, który funkcjonuje w równoległej rzeczywistości twórczej, jednocześnie opowiadając o tej naszej codzienności. Baliński robi to samo, czasem zagląda w dorobek polish jazzu, czasem w kierunku awangardy, czasem jeszcze gdzie indziej; ma flow.
Łódzki pianista stawia sobie za cel dekonstrukcję roli poszczególnych instrumentów, co świetnie czyni, kiedy sam narzuca kierunek na fortepianie. Franciszek Pospieszalski i Krzysztof Szmańda ochoczo w ten tan idą, snując wspólnie liryczne utwory. Czasem zaśpiewają, czasem pobawią się metrum, są wylewni emocjonalnie, ale nie epatują ckliwością, o którą w tak wyprodukowanych nagraniach jak te nietrudno. Nie budują miniatur-karykatur jazzu, każdy kolejny utwór ma swój świat. Jak ten zawadiacko-rytmiczny w „Żołnierzyku” albo pełen liryzmu w „Marmurze”, któremu towarzyszy niesamowity teledysk Miłosza Kasiury. Albo nieoczywisty, z sonorystycznymi popisami, jak utwór tytułowy.
Nie ma tu miejsca na przymilanie – dla fanów/ek wypolerowanych brzmień spod znaku ECM to płyta zbyt kanciasta, tych, którzy lubią fortepianową żonglerkę może być zbyt klasycznie. Dekonstrukcje nie są tu sztuką dla sztuki, ale jednym ze środków do osiągnięcia celu. Tak samo jak awangardowe poszukiwania i liryczne, frywolne partie. Opalenizna i wiatr to album dojrzały, przemyślany i spójny, ma charakter. I robi apetyt na więcej.
Jest jeszcze drugie trio – przegapiłem je przegapiłem w 2021 – a muszę o nim napisać. Pamiętam ich debiut sprzed 3 lat, teraz trio_io piszą, że grają nową muzykę. Rzucając tropy, które inni bardziej lub mniej ochoczo łapią: że to free, że ludowszczyzna, że współczecha. Sęk w tym, że faktycznie tak jak ten zespół – stosunkowo młody, jeśli spojrzeć na średnią wieku – mało kto w Polsce, jeśli nie nikt, tak gra. Bo i skład, i artykulacja, i podejście do sonorystyki jest tu nietypowe. Flet, skrzypce, gitara elektryczna położona poziomo w stylu Ex-Easter Island Head; zero typowej sekcji rytmicznej, perkusjonaliów. Całość brzmi z jednej strony mocno abstrakcyjnie, z drugiej bardzo spójnie, często wręcz lirycznie, w czym widzę podobieństwo z trio Marcela Balińskiego.
O barwie tego brzmienia stanowi właśnie instrumentarium, które sprawia, że nie ma mowy o momentach słabych. Trwająca pół godziny płyta jest treściwa: od zamysłu, spójności konceptu po selektywność. Czasem na rubieżach niby-elektroniki („Woodpeckers”), gitarowego minimalizmu („Ants”) marszowego brzmienienia („Llamas”) po rzeźby dźwiękowe („Bees”). Lekkość, dynamika i nieokiełznanie nastrojów przypominają kwartet Jessiki Pavone albo „Recipe For a Boiled Egg” Macie Stewart i Lii Kohl, o których pisałem przed rokiem. Młodzieńcze nieokiełznanie, poszerzanie horyzontów i pewna nonszalancja. W to mi graj.
MARCEL BALIŃSKI TRIO Opalenizna i wiatr, wyd. własne
TRIO_IO New Animals, Antenna Non Grata