W tym samym czasie, gdy na stadionie może przebywać 10 tys. kibiców, w identycznych warunkach na koncertach może być 250 osób. Pod znakiem zapytania stoją letnie imprezy plenerowe i festiwale.
Tuż po majówce wszystko miało wyglądać różowo: wobec spadku zachorowań Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wprowadziło harmonogram znoszenia obostrzeń w kulturze. Od 14 maja kolejne instytucje i obszary działalności branży mogły otworzyć się na widzów przy zachowaniu reżimu sanitarnego.
Kto jednak w zachwycie nad powrotem społecznego życia nie wczytał się dokładnie w ministerialne obostrzenia, mógł nie dostrzec, że odmrożenia dotyczą wszystkich poza sceną muzyczną, w przypadku której wyraźnie podkreślono zakaz organizowania wydarzeń z udziałem publiczności. Kompletnie niezrozumiała decyzja przeczy nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale i długotrwałym rozmowom między ministerstwem oraz Instytutem Muzyki i Tańca a Stowarzyszeniem Organizatorów Imprez Artystycznych, Izbą Gospodarczą Menedżerów Artystów Polskich, Polską Izbą Techniki Estradowej oraz Związkiem Zawodowym Muzyków RP. I w żaden sposób nie wydawała się podyktowana względami medycznymi.
Więcej: Absurd zamiast koncertów. Czeka nas lato bez festiwali?