– Nie mam już ochoty dokładać cegiełki do rozwoju „rockowej alternatywy” czy „rockowej awangardy”, z którą byłem do tej pory kojarzony. Znajduję inspiracje gdzie indziej – opowiada Kuba Ziołek, wokalista, muzyk, kompozytor, założyciel zespołów T’ien Lai, Alameda 5 i Jantar.

JAKUB KNERA: Zacznijmy od tytułów. „Zamknęły się oczy Ziemi” i „Cień chmury nad ukrytym polem” nagrane jako Stara Rzeka, a teraz „There She Comes” i „Intercontinental Love”, w których grasz na gitarze i śpiewasz z zespołem Jantar. Z mroku w słońce. Trzeba spytać: co się stało z Kubą Ziołkiem?

KUBA ZIOŁEK: Nic się nie stało. Może to kwestia znudzenia mało konkretną formą muzyki, którą wcześniej grałem – improwizowaną, rozmemłaną, dronową i mglistą. Mogę generować różne epitety, ale charakteryzowało ją otwarcie na improwizację i interpretację – operowanie symbolami i wyobrażeniami. Teraz postanowiłem robić muzykę, która jest bardziej konkretna, bezpośrednia i nie aż tak dyskursywna. Nadal wydaje mi się, że w kółko robię to samo, ale optyka może być różna – dla kogoś, kto lubił blackmetalowe wstawki na płycie Starej Rzeki, takie „There She Comes” może być czymś obrzydliwym i nie będzie chciał tego słuchać.

Więcej: Dwutygodnik